10 dyskretnych spojrzeń na Pekin

Nie rozpracuję tego miasta jak parę innych, bo zostaję tutaj tylko parę dni, ale myślę, że kilka dobrych fotek się zrobi. Dziś szybka seria z pierwszego wyjścia na miasto.

Mam taki zwyczaj, że w każdym mieście, w którym zatrzymuję się na dłużej niż pięć minut, moje pierwsze wyjście z hotelu to runda dookoła dzielnicy. Nigdy nie biegnę do określonego punktu, nigdy nie jadę do najpopularniejszych miejsc. Najpierw zapoznaję się z miastem, które otacza mnie w najbliższej okolicy.

Leciałem tutaj z mieszanym uczuciami, bo zawsze bardziej ciągnęło mnie do Japonii, a jeśli już Chiny to raczej prowincja, ale darowanemu Pekinowi w zęby zaglądać nie zamierzam. Tym bardziej, że to miasto lubi się z moim obiektywem. W ciągu 90 minut udało się zrobić mi ponad 10 zdjęć nadających się do publikacji, co jest bardzo dobrym wynikiem.

Załapałem się na pijaczka udającego żołnierza, pannę młodą, wstąpiłem do Mc’Donalds i trafiłem na dziecko, które trochę z wyglądu przypomina mnie. Ponadto z przerażeniem odkryłem, że te ładniejsze Azjatki są w moim typie, ale myślę, że wyleczę się z tego po powrocie do kraju.
Trochę straszono mnie Pekinem, że tu państwo policyjne, legitymują, traktują cię jako obcego i w każdej chwili możesz zostać skazany na 130 lat prac w kopalni niczego. Dlatego w tytule użyłem słowa „dyskretnych”, bo początkowo tak robiłem zdjęcia, aby nie za bardzo rzucać się tym kosmitom w oczy.
Tymczasem cały czas trafiam na miłych ludzi, którzy nawet chętnie dają się fotografować, panowie w mundurach są przyjaźni i uśmiechnięci, a przede wszystkim jeszcze nikt mnie nie uderzył. W każdym razie nie mocno i już prawie się zagoiło.

Jeśli nie wiesz, co robię w Kanadzie, przeczytaj wczorajszy tekst: Jak się lata klasą biznes w Dreamlinerze.

tian

[full_size]

ulica

[/full_size]

autobus1

mak

[full_size]

owoce

[/full_size]

slubna

dziecko

zielono

siku

Nie wiem, do jakiego miasta można porównać Pekin. Początkowo jawił mi się jako Warszawa z lat komuny, jaką oglądamy na starych polskich komediach, ale to nie jest zbyt trafne określenie, bo jest tu całkiem sporo znanych marek, dużo nieźle zaopatrzonych sklepów, masa restauracji i każdy ma co najmniej jednego Samsunga lub iPhona. Układam sobie w głowie podobny tekst, jak kiedyś o Nowym Jorku (Jesteś w Nowym Jorku, jeśli… ). Potrzebuję jeszcze paru dni, aby pozbierać odpowiednie materiały. Póki co nie podoba mi się tylko zapach. Pekin śmierdzi połączeniem curry z cynamonem, a przejście obok stoisk z jedzeniem wymaga pojemnych płuc, które na długo wstrzymają oddech. Tak czy inaczej ich ulicznego jedzenia także zamierzam spróbować. Chyba wybiorę się jutro do tej pani, którą wczoraj widzieliście na ostatnim zdjęciu. Narobiła mi smaka.

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...