Fotografuj jedzenie. Może ci to uratować życie
Tak wyglądałem jeszcze kilka dni temu w początkowej fazie alergii. Później było gorzej.
Wahałem z tym tematem, bo raczej staram się pokazywać wyłącznie zdjęcia, na których dobrze wychodzę. Wszyscy blogerzy tak robią. Trochę je wyczyściłem, bo nie mogłem na nie patrzeć. Tam, gdzie widzicie lekkie czerwone zabarwienie, w rzeczywistości było ono zabarwieniem, które zobaczyłbyś na mnie z odległości kilometra. To dlatego dopiero wczoraj zobaczyliście moją twarz. Wcześniej nawet ja nie chciałem jej oglądać.
[sociallocker]
Zaczęło się dzień po przylocie do Dubaju. Niewielka wysypka na dłoniach. Nic, co zwróciłoby moją uwagę, bo jestem przyzwyczajony, że na słońce lub zmianę diety tak reaguję. Ledwo widoczna, da się z tym żyć.
Następnego dnia zbudziłem się o piątej rano po trzech godzinach snu i zacząłem drapać. Po wszystkim. Wysypka objęła dłonie, ale to wciąż nie było nic poważnego, więc olałem sprawę i drapałem się dalej.
Kolejnego dnia rano nie poznałem się w łazience. Całą głowa, klatka piersiowa, plecy i nogi były zaorane czerwonymi plamami, takimi, jakby mi ktoś przejechał po skórze paznokciami. Zastanawiające jest, że jedyne miejsce, jakie ominęła wysypka to okolice krocza. Znajoma zasugerowała, bym przypomniał sobie gdzie wkładałem penisa, a potem zrobił to samo z resztą ciała i będę zdrowy.
W takich sytuacjach zawsze sobie przypominam o jednej regule: najwięcej najpoważniejszych powikłań oraz przypadków zgonu jest z powodu zbyt późnej diagnozy. Nigdy nie zwlekam z kontaktem z lekarzem.
Wiedziałem, że pierwsze pytanie, jakie mi zada: co jadłeś?
W ciągu pierwszych dwóch dni w Dubaju zjadłem co najmniej 6 gatunków ryb, kilkanaście różnych warzyw, wypiłem kilka rodzajów soków. Zliczenie tego wszystkiego byłoby niewykonalne, bo alergię można złapać na wszystko, a wziąć pod uwagę trzeba nawet przyprawy.
Na szczęście fotografuję wszystko, co jem, więc od razu przesłałem mojemu lekarzowi pełną galerię zdjęć. Było tego dużo więcej niż widzicie powyżej. Skontaktowałem się z kucharzem w restauracji i prosiłem, aby podał mi nazwy wszystkich ryb. Wśród potencjalnych zamachowców były: popularny tutaj hamour, śledź, krewetki, ten czerwony tuńczyk z fotki wyżej i oczywiście pan homar.
Jako że w moim przypadku reakcja alergiczna była bardzo silna, nie bawiliśmy się z zgadywanki i popędziłem do apteki po odpowiednie leki.
Gupisone zaczęło działać już następnego dnia. Wysypka przestała się rozwijać. Dwa dni później twarz miałem czystą. Dzisiaj mam ledwo widoczne czerwone plamki na klatce piersiowej, ale myślę, że to są ich ostatnie chwile. Poza fatalnym wyglądem i swędzeniem nie miałem żadnych problemów. Humor dopisywał, apetyt też, tylko momentami nie wiedziałem co ze sobą zrobić, bo potrzebowałem kilku rąk, aby ukoić ból.
Z menu wywaliłem wszystko, co pływa i nie jest ugotowane lub usmażone. Winowajcy pewnie nigdy nie znajdę. Mam nadzieję, że nie były to krewetki. Jestem prawie przekonany, że był to humour, którego zamówiłem sobie do pokoju w godzinę po przylocie, bo już nazajutrz źle się czułem.
Fotografuj jedzenie
I tu dochodzimy do sedna tematu.
Alergie przytrafiają się każdemu z nas. Zazwyczaj niegroźne. Nie ma czegoś takiego jak odporność na wszystko. Dziś możesz zjeść krewetkę, a za rok po zjedzeniu umrzesz, bo nigdy nie wiesz, kiedy organizm stanie się na nią uczulony. Nigdy nie wiesz, kiedy możesz być uczulony na chleb, sól i swojego ulubionego batonika.
Fotka jedzenia to może być zbyt mało na postawienie diagnozy, ale wystarczająco wiele, aby nakierować na tę właściwą. Gdyby nie to, że zrobiłem zdjęcie kilkudziesięciu produktom, nie spamiętałbym wszystkich, które zjadłem, a tak to teraz będę ciut ostrożniejszy kiedy któryś z nich spróbuję ponownie. W końcu znajdę zbrodniarza.
Coraz częściej czytam, że fotografowanie jedzenia jest śmieszne i głupie. Po trochu jest. Raczej bym tego nie robił, gdybym nie był blogerem, a skoro widzę, że na Instagram lepiej od jedzenia lajkuje się tylko mój piesek, to znaczy, że chcemy to jedzenie oglądać. Ja też lubię oglądać czyjeś zdjęcia. Durni kucharze i restauratorzy burzą się, że ich klienci zamiast delektować się potrawą, robią jej zdjęcie i w tym czasie zdąży wystygnąć. Nie ich zasmarkany interes, co robię z jedzeniem, za które zapłaciłem, zwłaszcza, że dla mnie smak bywa mniej ważny od wyglądu.
Jeśli wyjeżdżacie na wakacje, jesteście ograniczeni w pewnym stopniu kontaktem z lekarzem, narażeni na duże koszta i ryzyko opłacenia ich z własnej kieszeni, a bywa że bariera językowa może skutkować postawieniem złej diagnozy.
Róbcie zdjęcia jedzenia. Mieszkania możecie sobie odpuścić, ale nie wahajcie się fotografować w restauracjach, w których jesteście pierwszy raz, a zwłaszcza, gdy próbujecie czegoś pierwszy raz. W Polsce też się tym nie przejmujcie. Jeśli ktoś wam zwróci uwagę, powiedzcie, że jesteście uczuleni na niektóre potrawy i na wszelki wypadek musicie mieć fotografie, aby w szpitalu nikt nie robił zgadywanek, na co was leczyć. Bo jak was w nocy coś złapie, to mogą być problemy z dodzwonieniem się do prywatnego mieszkania kucharza. To nieprawda, że na nic nie jesteście uczuleni. Ja też nie byłem.
[/sociallocker]