Takie cuda tylko w Bangkoku – 12 pytań jakie sobie zadasz, jeśli tu wylądujesz.
Pomyślałem sobie, że poza codziennymi wrzutami na Instagram, powinienem chyba podkarmić was publikacją na blogu. No to cofnijmy się do pierwszego dnia mojego pobytu na planecie Bangkok.
Oto 11 pytań, jakie sobie zadałem pierwszego dnia.
Dlaczego w 30-piętrowych budynkach nie buduje się trzynastego piętra?
Są przesądni. Nie ma trzynastek. Nie wymyślono ich tutaj. Trzynastka to po prostu 12A i musisz to przyjąć na klatę.
Dlaczego w moim mieszkaniu nie ma papieru toaletowego?
Bo tyłka się nie podciera. Tyłkowi robi się prysznic tym oto czymś po lewej.
Dlaczego ulice są pełne kabli?
Bo tylko w ten sposób powodzie nie odcinają miast od prądu, sieci i Facebooka.
Po co są te żółte linie na stacjach metra?
Na stacji metra nie stoi się tam, gdzie się chce. Stoi się i czeka przy żółtych liniach, a do wagonów wchodzi według kolejki. Jeśli spróbujesz się wepchnąć środkiem, w najgorszym wypadku zostaniesz rozstrzelany, a w najlepszym tylko zaliczysz wpierdol.
Dlaczego nie muszę ustępować miejsca kobietom w ciąży?
Bo są dopiero na czwartym miejscu. Najważniejsi są mnisi. Potem osoby starsze. Potem niepełnosprawni i dopiero po nich mamusie. A teraz wyobraźcie sobie taki rysunek w Polsce i w miejsce mnicha wstawcie księdza.
O kurwa ale by się działo.
Czy oni tu dobrze masują?
O tym napiszę więcej innym razem. W każdym razie to, co mi się najbardziej spodobało, to masaże stóp. Wchodzisz do gabinetu, siadasz z tabletem albo książką i przez godzinę spokojnie sobie czytasz, a w tym czasie pani robi ci dobrze tam na dole. Nie, nie tam gdzie myślisz. Trochę niżej. Kosztuje to 25 złotych. Korzystam codziennie. Trzy książki już przeczytałem w trakcie masaży.
Jeśli jeszcze nie obserwujesz mnie na Insta, to czas zacząć. 19 tysięcy ludzi nie może się mylić! Z czego co najmniej tysiąc lubi oglądać moje fotki, a cała reszta jakąś tam piesię.
Dlaczego wszędzie widzę żele?
Żelowe cukerki, żelowe jogurty, żelowe galaretki, napoje, czekoladki, gumy, herbaty… wszystko w żelu. Tajowie kochają żel, kochają galaretki. Ładują je do wszystkiego. I w pełni podzielam tę miłość.
A dlaczego tu nie ma noży?
Bo do krojenia służy łyżka, choć w sumie większość potraw serwowanych w tutejszych restauracjach nie wymaga krojenia. Jak zamawiasz kurę, to sami ją kroją. Nawet plastikowe noże ciężko kupić. Na szczęście wziąłem scyzoryk.
Czy wszyscy chcą być Michaelami Jacksonami?
Tak. Każda(!) marka kosmetyczna ma w swoim portfolio kosmetyki wybielające i co gorsza – ciężko znaleźć cokolwiek, co nie wybiela. Dla Tajów jaśniejsza cera jest cerą lepszą. Oni chcą być biali i bielą sobie wszystko. TE MIEJSCA też wybielają.
Niebawem wypróbuję to na sobie. Efekty przedstawię na Instagramie.
Kim jest ten pan?
Uwielbianym i szanowanym królem. Niestety umarł rok temu, obecnie Tajlandia przeżywa żałobę i trudno nie być świadkiem różnych uniesień. Wczoraj spokojnie piłem kawę w jednej galerii, gdy nagle kilkadziesiąt osób stanęło na baczność zaczęło śpiewać hymn. Jako że za obrazę władcy grozi tu 15 lat więzienia, również wstałem. Nie ma znaczenia, że to nie mój król. Jestem tu gościem i muszę uszanować ich zwyczaje, dlatego – podobnie jak wielu mieszkańców – staram się ubierać na czarno.
Dlaczego nabiał jest taki drogi?
No dobra, tej zagadki nie rozwiązałem, ale oni coś nie za bardzo lubią nabiał i zwyczajna gouda w plasterkach, którą w Polsce można wyhaczyć za 2 zł tutaj kosztuje 15 zł. Mozzarella? 20 zł. Pewnie dlatego do kurczaka z mozzarellą dają jej tyle, ile widać na powyższym zdjęciu.
Czy ta bułka ma włosy?
Tak, świńskie. Pork floss to się nazywa. Kupiłem sobie dzisiaj, ale jeszcze nie miałem odwagi włożyć tego do ust. Ponoć pyszna.
Tyle na dziś. Ogólnie rzecz biorąc to całkiem normalny kraj i jest mi tu tak dobrze, że ani myślę wracać w najbliższym czasie do Polski. Jeśli będziecie grzeczni, to będę pisał częściej, a jak będziecie niegrzeczni, to też będę pisał częściej.