Bo zawsze chciałem mieć grill w domu…
Wszyscy lubią grillowanie, wszyscy wiedzą, że takie jedzenie jest zdrowsze niż z patelni, a jednak grille elektryczne wciąż są mało popularnym wyposażeniem naszych kuchni.
„Bo zawsze chciałem mieć grilla…” było tematem jednego z postów na blogu w 2011 roku:
Służył mi do dziś, choć coraz rzadziej go używałem. Zniechęcało mnie, że trzeba go rozmontować, aby umyć, a samo mycie było uciążliwe, bo płyta nie mieściła się pod kranem. Poza tym miał problemy z grillowaniem grubszych mięs. Ze stekami radził sobie średnio. Poza tym zajmował sporo miejsca w kuchni. Potrzebowałem czegoś mniejszego i wielofunkcyjnego, bo w sumie nie na co dzień jadam mięso.
Wybór padł na model Philips 4469/90. Dlaczego? Bo jest mały, ale może być ogromny, bo da się go całkowicie rozłożyć. Można piec w nim bez „zamykania” górnej części, można zrobić z niej daszek i można też „ścisnąć” potrawę. Szczególnie przydatne dla lubiących tosty, sandwicze i tym podobne.
Mniej przydatną, bo niezbyt wygodną funkcją jest timer (mam swój przyczepiony do lodówki).
Z kolei absolutnie niezbędną funkcją jest ustalanie temperatury.
Używam go zbyt krótko, aby mówić o wadach, ale na pewno kilka rzeczy warto poprawić. Przede wszystkim te pokrętło do temperatury wygląda trochę archaicznie i mało nowocześnie. Kabel ma tylko metr długości. Nie ma nigdzie wyłącznika (trzeba wyciągać wtyczkę z prądu) i gdzieś przeczytałem, że nie ma też automatycznego wyłącznika np. po 2 godzinach. Początkowo wadą wydała mi się dostawiana tacka na tłuszcz, ale szybko polubiłem to rozwiązanie. W poprzednim modelu pod płytą grzewczą byłą wielka taca, do której trzeba było lać wodę, aby nie dymiło. Tutaj podstawiasz maleńki pojemnik, a potem bez problemu go myjesz. Zauważalnie wolno się rozgrzewa. Trzeba poczekać dobrych kilka minut.
Na pierwszy ogień poszedł test szaszłyków. To co by tu dodać do szaszłyków?
A najlepiej wszystko, co pod ręką.
Jak znam siebie, to przez najbliższe tygodnie wszystko będę jadł z grilla. Wydaje mi się, że tym razem nie znudzi mi się szybko, bo jednak kilka razy w tygodniu jadam tosty na śniadanie i prędzej wyrzucę kuchenkę mikrofalową, której funkcja „grill” była jedyną, z jakiej korzystałem.
No dobra, co by tu jeszcze na tym grillu zrobić? Jakieś pomysły?
PS Proszę, aby dziwolągi od „zdrowego odżywiania” nie wypowiadali się u mnie na blogu. Dziękuję za zrozumienie :)