Kiedyś tam wrócę
Masz takie miejsce, do którego chcesz wrócić. Wszyscy pamiętamy o miejscach, którym złożyliśmy obietnicę powrotu. To wioski, miasta, plaże, szczyty gór. Mniej lub – zazwyczaj – bardziej odległe od nas i od naszej codzienności. Miejsca niedostępne od zaraz. Miejsca, które muszą na nas poczekać. Tam byliśmy szczęśliwi i kiedyś tam wrócimy. Na pewno. Hm, na pewno?
Zainspirowała mnie znajoma, która na swojej ścianie zamieściła fotkę podpisaną „miss you like crazy„. W kilku słowach wyraziła to, co myślimy o takich miejscach, kiedy najbardziej nie możemy do nich wrócić. W ciemno zakładam, że chodzi o Nowy Jork, Manhattan.
Jedyne miejsce na świecie, do którego od 2010 roku nie mogę wrócić, bo złożyłem sobie obietnicę, że zrobię to dopiero wtedy, kiedy będzie mnie na to stać. Kiedy idąc Manhattanem, będę mógł pomyśleć ” o tam, niedaleko mieszkam”, „o, dziś zostawię kelnerowi sowity napiwek”, „zajrzę na Broadway”, „rano pobiegam w Central Park”. I uniesioną ręką, machnę żółtej taksówce. Poproszę kierowcę, by po prostu jechał. Przed siebie. Donikąd.
A kiedy już dotrzemy na miejsce, krzyknę mu „proszę zatrzymać resztę” i rozejrzę się za kolejnymi marzeniami.
Wszystko, co robiłem w ostatnich dwóch latach było podporządkowane temu marzeniu, choć wiem, że dla was marzenie o znalezieniu się w przeludnionym, brudnym, głośnym i miejscami nawet śmierdzącym mieście jest aż nazbyt przyziemne. Ale czy wśród was nie znajdzie się nikt, kto tęskni za jakąś dziurawą góralską chatką, rozlatującym się domkiem nad jeziorem, upalnym odpoczynkiem w Egipcie lub gdzieś, gdzie byliście i przeżyliście chwile, które wywołują uśmiech tęsknoty ilekroć o nich pomyślicie.
To teraz was rozśmieszę. Kilka miesięcy temu na innego bloga wrzuciłem ten teledysk. Zostałem, delikatnie mówiąc, wyśmiany, że w ogóle słucham Kylie Minogue. I Jasona Donovana. Nie zaprzeczyłem, choć tak po prawdzie to nie znam ich twórczości. Pamiętam, że leciał w telewizji kilkanaście lat temu, kiedy mały Tomek dopiero zaczynał sobie marzyć, że pewnego dnia ktoś będzie chciał go czytać. Na całe dnie zamykałem się w pokoju i pisałem, pisałem, pisałem.
Zakochałem się właśnie w tym kadrze. Nie w niej. W tych drapaczach chmur, w tych kolorach wschodzącego słońca. Kolorach, jakich w naszym kraju nie ma. Pomyślałem sobie wtedy „pewnego dnia w podobnej scenerii, usiądę z samego rana i będę pisał książkę”. Zapamiętajcie to marzenie. Kiedy piszę wam te słowa, nie wiem kiedy to nastąpi. Może już w tym roku? Tak wiele się dzieje wokół mnie dobrego i coraz częściej łapię się na myśleniu, że to wszystko już jest na wyciągnięcie ręki.
Kolega z Kołobrzegu (misiu, widzisz, trafiłeś w końcu na mojego bloga!) zaśmiał się niedawno, gdy mu o tym powiedziałem.
– Wiesz Tomek, tak od kilku lat słyszę, że jeszcze trochę, jeszcze trochę. Każdego roku to mówisz.
Ale nie wyśmiał mnie. On chyba sam już widzi, że… no jeszcze trochę.
Ja to bym przed śmiercią chciała na Ukrainę wrócić, do ziemi, na której się urodziłam, zobaczyć co tam zostało – zwierzyła mi się starsza pani jakiś czas temu w pociągu.
– W czym problem? Pieniądze? – zapytałem.
– A gdzie tam pieniądze. Pieniądze to się znajdą. Starość, psa nie mam z kim zostawić, tu do doktora trzeba chodzić.
– A ja ze 20 lat nie byłam w Bieszczadach – włączyła się inna pasażerka – Dawniej na kolonie to każdego roku jeździłam. I tak sobie obiecuję co roku, że wrócę i zawsze albo coś wypada albo mąż nas nad morze ciągnie.
Wszyscy mamy miejsca, do których obiecaliśmy sobie wrócić. Często nic z tych obietnic nie robimy, żyją sobie obok nas, powracają, rozbudzają nadzieję, na powrót znikają w szarej codzienności. Czasami do jednego miejsca dochodzą kolejne, a razem z nimi kolejne obietnice. Nigdy nie dowiem się, czy ta starsza pani wróciła na Ukrainę. Przypuszczam, że nie i wcale nie starość stanęła jej na przeszkodzie. On zrobiła to, co robią wszyscy na jej miejscu – znajdują wygodne tłumaczenie. Szkoła, praca, rodzina, dzieci, pieniądze, zobowiązania. Ciągle patrzymy na te same fotografie, te same filmy, żyjemy tymi samymi wspomnieniami. Spójrzcie na swoje kalendarze. Pełne są codziennych spraw i nie ma tam miejsca na realizację marzeń.
Kiedyś tam wrócisz? Nie. Kiedyś to za późno! Wyznacz sobie datę, bo w przeciwnym razie kiedyś po prostu spostrzeżesz, że to się nigdy nie wydarzyło. Ale równie dobrze możesz powiedzieć to teraz. To się nigdy nie wydarzyło.
Teksty napisany wiele lat temu. Od kilku lat regularnie wracam do Nowego Jorku, realizując kolejne marzenia. Wyjątek zrobiłem tylko jesienią 2016 roku. Do NYC wrócę. Kiedyś w 2017 r.