Napiwki? Tak to się robi w Nowym Jorku
Feel free… ale płać. Dużo i zawsze. Tak w skrócie można opisać zwyczaj zostawiania napiwków w NYC, a piszę to w odniesieniu do dyskusji, jaka przewijała się na kilku portalach o zasadności płacenia napiwków i formie, w jakiej powinniśmy to robić. O ile powinniśmy.
Zobacz, jak za kilka lat będzie to wyglądało w Polsce.
„Magda, nie pierdol” – napisał krytyk kulinarny Maciej Nowak do Magdy Gessler, która twierdzi, że lepiej nie dawać napiwków kelnerom, bo wygodniej jest od razu doliczać je do rachunku. On z kolei stwierdził, że to ograbianie pracowników, których i tak często zatrudnia się za głodowe stawki i na czarno.
Zauważcie, że nie ma tu już mowy o tym, czy w ogóle zostawiać napiwek. To też pewien znak czasów, bo ja sam jeszcze kilka lat temu zostawiałem go tylko wtedy, kiedy byłem szczególnie zadowolony z usługi. Obecnie nie wyobrażam sobie wyjść z restauracji bez dania 10-procentowego napiwku.
Problem w tym, że tak jak napiwki stały się (stają się?) obowiązkiem, tak na tych dziesięciu procentach się nie skończy i jeśli miałbym dbać o własny interes, musiałbym trzymać stronę Magdy Gessler.
Jeszcze 3 lata temu w trakcie pierwszego pobytu w USA zostawiałem 10 procent i to było w porządku. Czasami 15 proc, bo to było jeszcze bardziej w porządku. Rok temu dziwiłem się, że niektóre restauracje doliczają 20 proc.
W tym roku podczas pierwszego obiadu ze znajomą parę dni temu przy rachunku na 44 dolary, zostawiłem 50 dolarów.
– Tomku, to troch za mało – upomniała mnie.
– Ups. Ile powinienem zostawić?
– Nawet jeśli zostawisz 25% nie zrobisz na kelnerze wrażenia.
– Chcesz mi powiedzieć, że za jedzenie warte 100 dolarów, muszę zapłacić łącznie 125, bo jedna czwarta ceny za posiłek to zapłata kelnerowi za podanie mi talerza?
– Tak, ale 120 dolarów też będzie w porządku. Nie schodź poniżej 15 proc.
W wielu restauracjach na rachunkach masz jasno napisane, ile powinieneś zostawić. Słowo „suggested” możesz pominąć. To nie sugerowana wysokość napiwku, tylko oczekiwana.
Ok, jestem z Polski, mam prawo być zdziwiony. Przyznam się, że moje zdziwienie graniczyło z wkurzeniem. Gdy pierwszy raz zobaczyłem „sugerowane” napiwki, pomyślałem sobie, że to bezczelność. No ale co ja mogę. Tak tu jest, trzeba płacić.
Maciej Nowak wspominał o ograbianiu pracowników. Jeśli Magda Gessler nie oddaje całego napiwku swoim pracownikom, to jest to bardzo brzydkie zachowanie i nie pochwalam tego.
Wszelkie niejasności i wątpliwości może załatwić w jeden prosty sposób:
Czy Magdę stać na taki krok? Nie wiem. Wydaje mi się, że nie, bo choć jej restauracje wizualnie (a często także jakościowo) są lepsze niż większość restauracji, to jednak ma ona mentalność polskiego restauratora, który liczy każdy grosz i nie da klientowi darmowej wody do posiłku. A właśnie ona – z uwagi na zainteresowanie nią mediów – mogłaby ten zwyczaj przenieść na polski grunt.
W Polsce jeszcze trwają, choć już kończą się dyskusje, czy napiwek w ogóle trzeba zostawiać. Zaczynają dyskusje o tym, czy to dobrze, że jest doliczany do rachunku i z tego co widzę, większość klientów jest temu przeciwna.
W ciągu ostatnich kilku dni jadłem w 8 restauracjach w NYC. W tych, w których napiwek był doliczany do rachunku, zazwyczaj płaciłem trochę mniej.
Zdecydowanie lepiej czuję się, wiedząc, ile muszę zapłacić niż domyślając się, ile mi wypada. Wydaje mi się, że kelnerom też pracuje się lepiej, kiedy wiedzą, że na pewno zarobią niż kiedy mają wątpliwości, czy nie starają się obsłużyć dusigrosza.
Nowy Jork nie leży na innej planecie. To, co teraz jest tutaj normą, za kilka lat stanie się normą w Polsce. Porzućcie myślenie, że nie trzeba dawać kelnerom napiwków. Jest małomiasteczkowe, niepostępowe i pieniackie. Czasy „beznapiwkowe” już się skończyły. Zamiast narzekać na zwyczaje, które próbuje wprowadzić Magda Gessler, cieszmy się, że u nas można lub trzeba płacić tak mało, bo to, że za kilka lat będziecie „musieli” zostawiać 20 – 25 proc. jest pewne. To tylko kwestia czasu.
Ciekawi mnie tylko, jaka jest granica wysokości napiwku? Czy za 15 lat będzie ona wynosiła 50% od ceny obiadu? To możliwe.
Na szczęście nowojorskie restauracje są tego warte. Lombardi’s – najstarsza pizzeria w NYC, najlepsza na świecie i jedyna, którą odwiedzałem przy okazji każdej wizyty w tym mieście. Napiwków nie doliczają do rachunku.
Poprzednie teksty z NYC: LINKI!