To w czym jesteś najlepszy?

Jest taka historia o trzech żydach, którzy mieli obok siebie konkurujące zakłady krawieckie. Pierwszy na wielkim szyldzie reklamowym napisał „Najlepszy krawiec w mieście!„. Drugi nie chciał być gorszy i zrobił jeszcze większy i bardziej widoczny szyld „Najlepszy krawiec na świecie„. Trzeci chwilę pomyślał i napisał po prostu: „Najlepszy krawiec na tej ulicy„.
Do którego z nich poszłabyś?

Pamiętam, jak rok temu idąc gdzieś w pobliżu Union Square zobaczyłem szyld sklepu z burgerami. Były najlepsze w mieście. Wszedłem do środka. Na ścianach porozwieszane powiększone wycinki gazet, recenzji blogerów, trochę zdjęć z podpisami sławnych osób.
Pomyślałem sobie – no pewnie są dobrzy.
Zjadłem ich burgera. Był znośny, ale nie miał w sobie nic „najlepszego”. W tym roku już ich nie ma. Jest jakiś inny sklep. Również z szyldem „najlepszy w mieście”. Już się nie nabiorę.

[sociallocker]

U nas jeśli jesteś najlepszy, to automatycznie stajesz się bucem, arogantem, narcyzem. Parę tygodni temu pisałem o blogerce parentingowej, która określiła się najpopularniejszą, czym wywołała oburzenie u innych. Sam jestem lepszym przykładem, bo nie ma drugiego blogera, który miałby tak duże mniemanie o sobie. Obrywam za to raz po raz, bo nikt nie lubi „najlepszych”. W Nowym Jorku na najlepszych nie zwraca się już uwagi, bo jest ich zbyt wielu. O talencie i jakości decydują inne czynniki, niemniej typowy restaurator nigdy nie napisze, że prowadzi najlepszą restaurację na „tej ulicy”. Nie ma mowy. On jest najlepszy w mieście, czyli na świecie, bo poza Nowym Jorkiem innych miast przecież nie ma.
Środkową fotkę „it’s Broadway’s best burger” na tytułowym kolażu należy traktować jako ciekawostkę przyrodniczą, bo Broadway to w mniejszym stopniu nazwa ulicy, a w większym symbol zarówno tego miasta jak i całych Stanów.

U nas kiedy mówisz, że jesteś najlepszy, zaraz zaczynają gromadzić się wokół ciebie ludzie, którzy wytłumaczą ci, dlaczego nie jesteś. Jak ktoś nazwie Kominka królem, znajdziesz legion ludzi, którzy zrobią wszystko, by zrzucić mnie z tronu. Jak nazwiesz jakąś blogerkę najlepiej zarabiającą, zlecą się inne i krzykną „poka faktury to uwierzymy!”.
Spróbuj kiedyś powiedzieć w szerszym gronie albo choćby na fejsie, że jesteś w czymś najlepszy. Nie w chlaniu, spaniu i dłubaniu w nosie, ale tak na poważnie. Zobaczysz, jak wiele osób podejmie próbę podważenia twych słów.

No w pewnym sensie będą mieli rację, bo smutna prawda o przeciętnym człowieku jest taka, że na pytanie, w czym jest najlepszy, odpowie żartem lub zwyczajnym „kurde, nie wiem…”.

Anegdotę o żydach usłyszałem w trakcie prezentacji na jednej z tych nudnych branżowych konferencji. Posłużyła prowadzącemu jako przykład sprytnego marketingu. Nie musisz być najlepszy na świecie, nie musisz być nawet najlepszy w mieści. Bądź najlepszy na swojej ulicy! Skromność bywa skuteczniejsza niż napompowane ego.
Tłum pokiwał głową, pomruczał w aprobacie.
A ja, głupi, siedziałem, nie mogąc ich zrozumieć, bo z tych trzech krawców, wybrałbym najlepszego na świecie. Nie ufam skromnym. LINK!!! Garnę do podobnych do mnie –  najlepszych.

Czasami robię wyjątki. Wybieram „najlepszego krawca na tej ulicy”. Miałem ochotę na dobrego burgera. Padło na Whitmans. Na Yelp nowojorczycy dają mu 4/5. Miejsce niepozorne, wręcz odstraszające i zaskakująco tanie, bo u „najlepszych krawców na świecie” burger kosztuje od 30 dolarów wzwyż.

burger

O tym jak mi smakowało opowiem wam przy tekście o nowojorskich restauracjach, ale podpowiem – jaki szyld, taka jakość.

Podpisano,
najlepszy bloger na świecie.

[/sociallocker]

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...