Lightybox vs Fit&Eat – mój tydzień na jedzeniu z pudełka
I już mi wystarczy tych poświęceń. Mam dość.
Dwa tygodnie temu tekst „Fit and Eat – sprawdziłem, co jedzą celebryci” cieszył się sporą popularnością, dlatego postanowiłem sprawdzić jak się spisuje konkurencja. Zwłaszcza, że ciągle padała jedna nazwa – Lightbox. Lepsi, ładniejsze jedzenie i w ogóle super.
Zasada jest taka sama jak w „Fit and Eat”. Wybierasz sobie jaką chcesz mieć dietę, płacisz całkiem spore pieniądze (coś około 400 zł za tydzień) i codziennie rano kurier przynosi ci pudełko, w którym masz 5 posiłków (przy diecie 1500 kcal).
Proces zamawiania jest bezproblemowy, choć tutaj też żyją w poprzedniej epoce, bo jeszcze nie wynaleziono płatności online i trzeba przeklejać numer konta…
Przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli jedzenia.
[sociallocker]
„Fit and Eat” nie skrytykowałem na tyle, by do nich zniechęcić, ale taki mógł być wydźwięk moich testów sprzed dwóch tygodni. Niesprawiedliwy, bo teraz ich doceniam.
Nie wiem, co takiego fantastycznego moi kochani czytelnicy widzieli w Lightbox, bo dla mnie tydzień na ich diecie był nieprzyjemnym doświadczeniem i przez te dni doceniłem, jak fantastyczne jedzenie serwuje Fit and Eat. No dobra, z tym „fantastyczne” to przeginam. Jasne, wygląda źle, ale Lightbox wcale nie wygląda lepiej. Po trzecim śniadaniu składającym się z cholernego musli, zatęskniłem za menu Fit and Eat, składającym się z omletów, fritat, a nawet pomidora z bazylią, tak więc stwierdzam zdecydowanie, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na wybór kateringu dietetycznego, będzie to Fit and Eat lub jakaś inna firma. Na pewno nie Lightbox.
No sorry, ale ok. 60 zł za pół szklanki jogurtu z łyżką musli, jakimś warzywem, do tego krem, mała porcja mięsa, jakaś galaretka i saszetka(!) herbaty? To gruba przesada. Przy Fit and Eat narzekałem na wygląd, narzekałem, że wymyślają jakieś dziwne makarony razowe i inne ustrojstwa, ale oni inspirowali swoimi pomysłami. Każdego dnia mogłem poznać jakąś nową potrawę, każdego dnia widziałem, że mają pomysł na moją dietę i mimo że cenowo stoją podobnie, nie odnosiłem wrażenia, że tną koszty. Nawet głupiego łososia dawali na śniadanie, a to nie jest przecież tanie mięso.
To przegięcie ze strony Lightbox serwować klientom codziennie to samo śniadanie, zmieniając tylko warzywo.
Wyłączając dania, którymi Lightbox nie mógł w żaden sposób trafić w mój gust (czyli np. kremy), nie mogę powiedzieć, że ich jedzenie jest niesmaczne. Jest w zasadzie w porządku, tyle że przy wydawaniu takiej ilości pieniędzy na codzienną dietę klient nie chce dostawać czegoś, co jest tylko w porządku. Jeśli nie może to być pyszne, bo jedzenie na dowóz pyszne zwykle nie jest, to niech chociaż będzie pomysłowe, niech przeciętny Kowalski spojrzy na nie i pomyśli „to jest lepsze niż jedzenie, które sam bym sobie zrobił”. Niech Kowalski spojrzy i pomyśli, że na takiej diecie mógłby być cały rok. Ja wytrzymałem tylko tydzień i dłużej nie dam rady. Nie polecajcie mi żadnych innych kateringów. Wracam do frytek, burgerów i czekoladek.
[/sociallocker]