Nie płaczemy po Orlando. To dobrze.
Piękna ta cisza. Nie ma wirtualnych świeczek, portale nie zmieniły kolorów na czarno-białe, nikt nie opuszcza flag, wasze zdjęcia profilowe na Facebooku też się nie zmieniły. Nikt nie nawołuje do solidarności z Amerykanami, a telewizyjni eksperci zostali w domach, z żalem przyjmując, że nikt ich nie zapytał, co mają do powiedzenia o najkrwawszym zamachu w historii USA.
Jest cichutko. W porównaniu z jesiennymi zamachami w Paryżu, rzecz jasna. W porównaniu z Tunezją. W porównaniu z „Charlie Hebdo”.
No sami przyznacie, że słyszeliście o tej tragedii, ale jakoś tak przeszła obok. Mecze były ważniejsze. Gdzieniegdzie pojawiają się głosy, że
jest cicho, bo strzelano do gejów i lesbijek,
a to przecież taki niewygodny temat. Nie, to kompletna bzdura. Właśnie oni są doskonałym tematem, na którym można żerować tygodniami i dzielić naród na zwaśnione obozy. Przy naszych europejskich zamachach w zasadzie wiadomo, kto tu jest dobry, a kto zły i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kibicował islamskim fanatykom. Ale jak mamy mniejszości seksualne, to takie temaciki aż się proszą o odsłony. Amerykańskie media żyją tym całymi dniami i nocami. Oni są cholernie dobrzy w grzaniu takich wydarzeń.
U nas jest cicho, bo mamy piłkę nożną i to się doskonale sprzedaje, bo Floryda jest daleko i szkoda kasy na reporterów, bo u nas nikt nie strzela do mniejszości. Wiele czynników się na to złożyło, ale na pewno nie ten, że nie dałoby się u nas sprzedać motywu nienawiści do osób o odmiennej orientacji. Skoro udaje się sprzedawać nieistniejący w naszym kraju problem z uchodźcami, to na gejów też by się coś znalazło.
Jesienią zebrałem trochę zjebek, kiedy napisałem, że najbardziej potrzebujemy większej ilości zamachów, bo wtedy szybciej na nie zobojętniejmy. Im bardziej przeżywamy tragedie, tym większą przysługę robimy zamachowcom. Ale nie o tym chciałem dziś napisać, bo co innego jest warte zauważenia. Tragedia w Orlando pokazuje, że już nie potrafimy sami z siebie okazywać współczucia. Potrzebujemy jakiegoś bodźca.
W realnym życiu poddajemy się podobnemu algorytmowi,
który rządzi serwisami społecznościowymi. Ktoś_z_góry wmawia nam, że dostajesz te materiały, które powinny być dla ciebie interesujące. I to jest w porządku, wbrew pozorom. Na co dzień. Niestety wydarzenia w Orlando udowadniają, że również płaczesz wtedy, kiedy ktoś o tym zdecyduje, bo gdyby nie odbywały się mistrzostwa w piłkę we Francji, to twoja ściana byłaby zawalona współczującymi statusami. Masz jak w banku, że media nie odpuściłyby tej sprawy. Byłaby taka sama żałobna kaszana jak przy innych zamachach.
Jeśli mi nie wierzysz, to wrócimy do tego tekstu przy okazji kolejnych zamachów w Europie. Bo że takie będą, to jest oczywiste. Wrócimy do tego tematu, gdy znowu ktoś_z_góry zasugeruje ci zmianę awatara i kiedy ponownie wszyscy będziemy płakać nad ofiarami. Ich nawet nie musi być dużo. Może być zaledwie kilka. Nieważne. Z najmniejszej tragedii można zrobić wydarzenie, które poruszy naród, skoro teraz – z największej – zrobiono drugorzędny temat.
Jest w tym coś niepokojącego. Tragedia w Orlando – obiektywnie – spełnia wszystkie kryteria, jakie powinna, aby zainteresować media i poruszyć cały kraj.
Ale bez zainteresowania mediów, naród przechodzi obojętnie. To przecież nie był jakiś tam kolejny zamach w Afganistanie czy Iraku, które leżą w odległej galaktyce. No trudno, abyśmy przejmowali się każdą śmiercią na świecie. Ale nikt mi nie wmówi, że lubimy Francuzów bardziej niż Amerykanów. Tym bardziej, że przejmowaliśmy się wieloma innymi tragediami zza oceanu.
Londyn, Madryt, Paryż, Bruksela i teraz Orlando. Nie widzę ani jednego powodu, by dzielić ofiary tych tragedii na mniej lub bardziej godne życia i współczucia. Nie ma dla mnie podziału na kobiety, dzieci, gejów, lesbijki, chrześcijan i muzułmanów. Takie podziały istnieją tylko w głowach głupich ludzi. I zamachowców. Dlatego jeśli nie płakałeś po Francuzach i nie płaczesz po Amerykanach, to jest duże prawdopodobieństwo, że wszystko z tobą w porządku. Nie jesteś obojętny. Jesteś po prostu biernym obserwatorem i nie oszukujesz się, że świat stanie się lepszy, bo postawisz parę wirtualnych świeczek i zmienisz fotkę na tęczową.