Testuję Philips S7780 – co ma w sobie golarka, za którą trzeba dać 1500 złotych?
To było jedyne pytanie jakie zadałem sobie, gdy tylko dostałem od Philips propozycję przetestowania ich najnowszego modelu. No po prostu nie mogłem oprzeć się pokusie wypróbowania pierwszy raz w życiu golarki z najwyższej półki.
A porównanie mam, bo w swoim życiu przeszedłem przez wszystkie etapy golenia. Od tego zwyczajnymi maszynkami na żyletki (kiedyś wydawało mi się to takie męskie) przez najtańsze elektryczne aż po całkiem drogie produkty, które miały już te dziwne technologie turbosilniczków, turboczyszczarek, turbocoś tam. Nie pozbędę się też już pewnych przyzwyczajeń, dlatego najpewniej nigdy na blogu nie zobaczycie u mnie zachwytów nad elektrycznymi golarkami, którymi można golić się wyłącznie na sucho. Ktoś powie, że golenie z pianką to dodatkowa robota i więcej babrania, ja zaś stwierdzam – tak mi wygodniej, tak mi przyjemniej i tak się golę od ponad roku.
Wbrew oczekiwaniom twórców golarek, głęboko w nosie mam te dziwne technologie, którymi raczą nas w reklamach. Doceniam, że je tworzą, świetnie, że są, ale dla mnie przy goleniu liczy się komfort i efekt. Tego się nie da osiągnąć, zapewnieniami, że jakaś golarka posiada unikatową technologię, dlatego w dalszej części tekstu wymieniam specyfikację, ale robię to, bo tego wymaga rzetelne opisanie produktu.
To, na co w największym stopniu zwracałem uwagę przy teście Philips S778/64
- jak leży w dłoni?
- jaki ma trymer?
- czy jest dokładna?
Wyjaśniam o co chodzi z trymerem, bo nowsi czytelnicy mogą tego nie pamiętać. Zawsze zwracam na to uwagę i zawsze krytykowałem, bo trymery w golarkach są traktowane po macoszemu. Są malutkie i niewygodne. Dlatego przy tej golarce już na początku rozbłysła w sercu mym nadzieja, że może w końcu nie będę musiał używać w domu dwóch różnych sprzętów.
Ale o tym za chwilę, bo moją uwagę zwrócił też jeszcze jeden dziwny element.
Do czego ta szczoteczka ma niby służyć?
Zanim jednak przejdziemy do szczegółów, przypatrzmy się zawartości opakowania.
Przyjrzyjmy się zatem samej golarce, bo to ona powinna grać tu główną rolę. Cóż jest w niej takiego wyjątkowego i jak się mają marketingowe piękne słówka do rzeczywistości?
[full_size]
[/full_size]
Pobaw się suwaczkiem na środku poniższego zdjęcia.
Tak, źle wkładałem golarkę, ale na Boga. Czy ktoś, kto to projektował, naprawdę mógł pomyśleć, że użytkownik woli oglądać tył produktu, zamiast ślicznego przodu? Może się czepiam, ale zawsze zwracam uwagę na design i dla mnie to jest tak, jakbym okładkę swojej książki wydrukował do góry nogami w stosunku do tekstu. Nikomu by to nie przeszkadzało, ale jednak byłoby to co najmniej głupim pomysłem.
SmartClean (bo tak się nazywa pojemnik czyszczący) spisuje się bez zarzutu. Działa bardzo cicho, rzeczywiście dokładnie czyści. Zapach płynu jest delikatny i daje poczucie, że za każdym razem golisz się zdezynfekowanymi ostrzami. Drobiazg, ale cieszy.
Nie miałem okazji sprawdzić wytrzymałości baterii. Trzy golenia i cały czas mam dwie kreski na baterii. Zakładam więc, że wytrzymuje tyle, ile zapewnił producent (50 minut). Ciekawostką jest, że golarka nie działa po podłączeniu do prądu. Ma to ponoć zwiększyć bezpieczeństwo, w co wierzę na słowo i logikę. Skoro można jej używać w wannie i pod prysznicem, to faktycznie lepiej nie mieć w pobliżu żadnych kabli.
PODSUMOWANIE
Na sam koniec zostawiłem to, co jest najważniejsze, ale o czym najmniej można napisać, bo golenie tej klasy golarką nie może być nieprzyjemne. W istocie jest bardzo komfortowe. Można odnieść wrażenie, że przez takie produkty sztuka golenia ma coraz więcej wspólnego z masowaniem. Nie trzeba już przyciskać golarki do twarzy, nie musisz uważać na zacięcia, choć wciąż potrzebujesz lustra i to się chyba nigdy nie zmieni. Pierwszy raz od bardzo dawna ogoliłem się także na sucho na dosyć hardcorowym zaroście, bo 6-dniowym. Dotychczas takie golenie polegało na tym, że musiałem golić się prowadząc golarkę od góry twarzy w dół. Przy tej golarce można to robić pod włos i nie odczuwa się żadnego bólu, gdy ostrze trafi na włos i zamiast wyciąć go, pociągnie. To był jeden z najbardziej wkurzających „bólów” przy goleniu maszynkami elektrycznymi i tutaj nie występuje. Nie wiem, czy Philips ma lepsze ostrza, czy to zasługa tych głowic. Nie wnikam. Może jedno i drugie.
Jako produkt służący do golenia Philips S7780/64 jest pozbawiony wad. Wadę wysokiej ceny w pewnym i wcale nie tak małym stopniu niweluje możliwość dołączania świetnego trymera, przez co odchodzi wydatek kilkuset złotych dla tych, którzy tak jak ja – czasami lubią na gładko, a częściej z lekkim zarostem. Pojemnik czyszczący sprawdza się o niebo lepiej niż u konkurencji, acz zaznaczę, że mam porównanie tylko z jednym takim produktem. Bezkonkurencyjna jest ergonomia i waga, a dokładność golenia jest bliska dokładności precyzji, z jaką tnie brzytwa. Przy tym pułapie cenowym, design to nie tylko produkt, ale także dodatki i pod tym względem nie mogę pominąć milczeniem tego nieszczęsnego wkładania tyłem do pojemnika. Niemniej bez dwóch zdań jest to najlepszy model, jaki dotychczas miałem okazję testować i z całą pewnością prędko nie ujrzycie w moich rękach modelu innej marki.
A tu jest więcej ładnych fotek i szczegółowe informacje o golarce na stronie Philips