To wam się spodoba. Książka „Ludzie Nowego Jorku” już w Polsce
Tego dzieła nie mogło zabraknąć na mojej półce. Dotychczas czytałem ją tylko w zagranicznym wydaniu, ale wreszcie wpadła w moje ręce książka, którą nie sposób się nie zachwycić i wobec której nie umiałbym przejść obojętnie.
Książkę otrzymałem w ramach współpracy z wydawnictwem SQN. Tekst w całości mój.
W Empiku można znaleźć ją w dziale „sztuka” i być może najbliżej jej do sztuki, jednakże przez moje całkowicie nieobiektywne i pozbawione dystansu spojrzenie na Nowy Jork, nie potrafiłem chłonąć jej tak, jak chłonie się dzieła artystów. Brandon Stanton jest niezwykłym artystą, bo jego zdjęcia wcale nie są najwyższej jakości. Wiele z nich wyglada tak, jakby były robione telefonem. Wiele podpisów pod zdjęciami nie niesie żadnego przesłania i żadnej treści, którą warto zapamiętać, nad którą warto spędzić choćby i kilka sekund. Wielu tych zdjęć nie wrzuciłbym na swojego bloga, uznając, że są nieciekawe, ale byłoby kompletnym nieporozumieniem, gdybym podszedł do „Ludzi Nowego Jorku” analitycznie. To nie jest ten rodzaj książki, którą można rozłożyć na czynniki pierwsze i oceniać w kategoriach „dobra/zła”, a jego zdjęcia mają swój urok także dlatego, że nie wyglądają jak ze stocka.
Wystarczy jeśli spojrzycie na kilka fotografii, które zrobiłem, aby przekonać się, czy chcielibyście wejść w jego świat.
Ja to zrobiłem z największą przyjemnością i spędziłem parę godzin, spokojnie przerzucając kolejne karty. Przypatrywałem się bohaterom, zastanawiałem, dlaczego właśnie ich wybrał, na jakie szczegóły zwracał uwagę, co go zainspirowało do zrobienia im zdjęć? Nie zawsze jest to widoczne od razu, a czasami to nie bohater zdjęcia jest najbardziej interesujący, a to, co ma do powiedzenia.
Jak ten mężczyzna poniżej. Czy podeszlibyście do niego? Ja nie. Jest zwyczajnym starszym panem, jakich wielu spotykamy na ulicach. Spójrzcie na napis nad zdjęciem i nagle zwyczajny starszy pan zmienia się w człowieka z historią.
Brandon Stanton pierwszy aparat kupił w 2010 roku. Jakiś czas później stracił pracę i postanowił, że zajmie się fotografią, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, aby zakładać jakieś blogi, fanpage i inne dziwne wynalazki. Namówił go do tego znajomy. Brandon zaczął wrzucać do sieci zrobione przez siebie zdjęcia. Dziś jego fanpage ma 15 milionów fanów.
„Aby zrobić te zdjęcia przeszedłem setki tysięcy kilometrów i zaczepiłem ponad 10 tysięcy osób” – powiedział. Wyobrażacie to sobie? Podziwiam jego upór i odwagę, bo wiem, że naprawdę cholernie trudno jest znaleźć ludzi, którzy zezwolą na zdjęcia i którzy jeszcze coś ciekawego Ci powiedzą. Na każdej wyprawie wrzucam wam zdjęcia ludzi, bo nawet nieźle mi wychodzą, ale nie wiem czy przez kilka ostatnich lat uzbierałem ich więcej niż setkę. Chyba nie.
[full_size]
[/full_size]
„Ludzie z Nowego Jorku” wydają się być książką dedykowaną Amerykanom i tym, którzy w tym mieście są zakochani, bo oni znajdą w niej albo swoje lustrzane odbicie albo wspomnienie niepowtarzalnego klimatu tego miejsca. Tam dziwnych i niezwykłych ludzi spotyka się na każdym kroku. Trudno przejechać metrem z północy wyspy na południe i nie trafić na kilka osobliwości. Miejscowi nie zwracają na nich uwagi. Kiedy byłem tam pierwszy raz, zachwyciło mnie, że mieszkańcy NYC nie boją się pokazywać swojej odmienności. Idziesz ulicą i co chwilę mijasz przebierańców, krzykaczy, gadających do siebie dziadków, a kiedy zapuścisz się w mniej przyjazne dzielnice, masz wrażenie, że na nich wszyscy są gangsterami. Ubiorem, makijażami, tatuażami wyrażają siebie i Brandonowi udało się to doskonale uchwycić na setkach zdjęć.
Ale chyba bardziej zachwycą się nią ci, którzy nigdy w Nowym Jorku nie byli, bo dla nich ten świat będzie czymś nowym, czymś, o czym gdzieś tam słyszeli, coś tam podejrzeli w filmach i polajkowali na Facebooku. Książka jest bardzo ładnie wydana, składa się z samych zdjęć i lakonicznych, czasami humorystycznych, czasami wzruszających opisów. Jest dziełem kogoś, kto wykonał tytaniczną pracę, podziwianą przez miliony i zarazem wielką inspiracją dla tych, którzy chcieliby pójść w jego ślady. Da się ją przejrzeć w jeden wieczór, ale nie sposób wszystkiego zapamiętać. Jeszcze przed chwilą, w tydzień po lekturze, zajrzałem do niej, aby znaleźć kilka fotek do tekstu i na wielu stronach miałem wrażenie, że oglądam je pierwszy raz.
Wróciłem z NYC zaledwie przed paroma tygodniami, a już ponownie przeszedłbym się alejkami, wtopił w tłum, usiadł w parku i narzekał na hałas, od którego nie sposób uciec. Jeśli nie byłeś w Nowym Jorku, a chciałbyś dowiedzieć się, co jest takiego magicznego w tym mieście, obejrzyj zdjęcia Brandona Stantona. Albo się zniechęcisz albo kiedyś się tam spotkamy.
Premiera książki za dwa tygodnie, ale już dziś i tylko w Empiku możecie zamówić książkę w przedsprzedaży.