Trendy w blogosferze na rok 2016

Dziś potężna dawka inspiracji i sporo materiału do przemyśleń. Nie byłem w stanie napisać tego tekstu samodzielnie. Pół dnia spędziłem rzeźbiąc swoje przewidywania, ale wyszedł mi masakrycznie pesymistyczny obraz polskiej blogosfery, dlatego pobiegłem z płaczem do znajomych blogerów, aby wspomogli mnie swoimi komentarzami. Dlatego zacznijmy od nich, a ja od siebie dam parę słów na końcu.

Trendy w polskiej blogosferze w 2016 roku?


Paweł Tkaczyk

paweltkaczyk.com

  • Zaangażowanie podstawową jednostką mierzenia wartości blogera. Już nie lajki, odsłony czy liczba obserwujących (300 lajków na FB kosztuje na Allegro 9,99 PLN, za tysiąc obserwujących na Instagramie muszę zapłacić 7,99$) ale zaangażowanie mierzone realnym czasem spędzonym na oglądaniu komunikatu (świetnie robi to Periscope, który poza liczbą oglądających pokazuje retencję i skumulowany czas oglądania).
  • Influencer (nadal nie mogę znaleźć polskiego odpowiednika tego słowa), nie bloger. Definiowany jako człowiek, który ma za sobą zaangażowaną społeczność. Blog jest opcjonalny, bo ludzi można angażować artykułem (na blogu, Facebooku lub LinkedIn), linkami na Facebooku czy wideo na Snapchacie. Człowiek i jego społeczność są ważniejsi od platformy wywierania wpływu. Bloger bez blogu, którzy pisze na FB? Bez problemu.
  • Świadome budowanie zaangażowania za pomocą kanałów i treści typu „stock” i „flow”. Średnia długość wpisu na blogu w ciągu ostatniego roku zwiększyła się o 10% (z 900 do 1.000 słów w anglojęzycznej blogosferze). Coraz lepiej widoczne są kawałki, których stworzenie wymaga sporo pracy. Siłą rzeczy wypuszczamy je rzadziej. Jednocześnie chcemy utrzymać zaangażowanie na co dzień za pomocą lżejszych form (krótki status na FB) i mediów (Snapchat). „Stock” to medium (np. blog) i format (np. zestawienie, poradnik), którego wartość rośnie w czasie. „Flow” to medium (np. Snapchat) lub format (np. news), którego zadaniem jest budowanie zaangażowania tu i teraz. Świadomi influencerzy balansują umiejętnie między jednym i drugim.
  • Komentarze do artykułów nie są potrzebne. Dobry artykuł na blogu to „stock”, komentarz jest ulotny, „flow”. Jego miejsce jest na Facebooku lub innej tego typu platformie. Jestem w stanie wyobrazić sobie żywe dyskusje wokół blogu z wyłączonymi komentarzami.
  • Obsługa klienta kluczem do sukcesu we współpracy. Ponieważ w blogosferze jest coraz gęściej, reklamodawcy i firmy współpracujące mogą wybierać i wybrzydzać. Bloger, który nie jest jedną z niewielu gwiazd musi zaakceptować fakt, że łatwo można go wymienić na innego, o podobnych zasięgach i charakterystyce. Procedury „obsługi klienta”, dotrzymywanie słowa, budowanie relacji będą kluczem do sukcesu na takim rynku.
  • Wirtuozeria w używaniu narzędzi. Marketing robi się coraz bardziej techniczny, budowanie wpływu (między innymi przez blog) także wymaga znajomości narzędzi i technik optymalizacji. Wysokiej jakości zdjęcia, szablon zoptymalizowany pod urządzenia mobilne, „ogarnięte” Google Webmaster Tools czy newsletter – to coś, co będzie odróżniało dobrych influencerów od tych przeciętnych.

Łukasz Smoliński i Natalia Sitarska

Tasteaway.pl

1)Dalszy wzrost zainteresowania blogosferą jako medium, za pomocą którego można promować produkty/usługi. Wynika to z okoliczności biznesowych -coraz większe problemy, w szczególności agencji PRowych z przeniknięciem z komunikatem do coraz słabszych mediów tradycyjnych, dalszy spadek skuteczności tradycyjnej reklamy internetowej, coraz droższa i bardziej wymagająca komunikacja via social mediach(Facebook, instagram, snapchat, twitter).

2) Nastąpi powrót do pisania przez blogerów – wydaje mi się, że fala zachwytu Youtube trochę minęła i okazało się, że zarabianie na video jest trudniejsze niż by się wydawało.

3) Weryfikacja własnych kanałów social media i rezygnacja z tych, które nie „sprzyjają” blogerowi a wymagają nieproporcjonalnego do korzyści zaangażowania.

4)Niestety przewiduje również negatywny trend, który obserwowaliśmy już w 2015 roku tj. tworzenie treści dziennikarskich a nie blogerskich tj. nie opierających się na własnych doświadczeniach. Oby upodabnianie się do dziennikarzy nie stało się zmorą blogosfery bo stracą na tym wszyscy

5) Na fali sukcesów biznesowych(pozablogowych) blogerów możemy obserwować wysyp nowych konceptów, opierających swój sukces na dotychczasowych osiągnięciach blogowych.

Andrzej Tucholski

Andrzejtucholski.pl

Był etap fascynacji blogami „o czymś”. Problem wystąpił, gdy się okazało, że autorzy są o wiele ciekawsi od pojedynczych artykułów. Temat blokował ich rozwój. Potem był etap fascynacji blogami „czyimiś”. W efekcie nastąpił wysyp autorów, którzy próbowali wybić się na tym, „że są”. Tutaj to brak tematu blokował ich rozwój.
Wierzę, że teraz nadal wzrastającym i dominującym trendem będą blogi zbalansowane, te pomiędzy prywatnymi a eksperckimi w pewnym konkretnym polu tematycznym. Zwiększy to liczbę „sznurków”, którymi powiążą się autorzy z Czytelnikami i pogłębi to ich wzajemne zaufanie. Taki system daje osobie piszącej dużą wolność, a Czytelnik może wygodnie wybrać, „jak głęboko” będzie danego autora śledził.
Umacnianie się usług takich jak Snapchat, Instagram, Persicope czy newslettery pozwala na wygodne stopniowanie tego zaufania.

Jan Favre

StayFly.pl

Nie trzeba mieć już swojego bloga, żeby świat odnotował Twoje istnienie. Wystarczy popularny profil na Instagramie albo mocny status na Twitterze, żeby być cytowanym w mediach analogowych, a Twoja treść przebiła się przez wąski krąg znajomych. Media społecznościowe często zaczynają być istotniejszym, a na pewno bardziej zasięgowym, kanałem komunikacji niż blog, przez co w 2016 roku widoczniejszy będzie podział treści.
Treść jednorazowa zostanie oddzielona od ponadczasowej.
Komentarze do aktualnych wydarzeń już coraz rzadziej będą pojawiały się na blogu, bo kogo za 6 miesięcy będzie obchodziło, że minister kultury bojkotował jakiś spektakl we Wrocławiu? Odniesienia do bieżących sytuacji będą dłuższymi statusami na fanpage albo celnymi tweetami. Tam ich miejsce i tam też radzą sobie najlepiej pod kątem angażowania odbiorców i rozprzestrzeniania się.
Treści tworzone stricte na blogi będą coraz bardziej ponadczasowe, tak by można było je udostępnić ponownie za rok, za 2 lata i za dekadę, i wciąż były atrakcyjne dla nowego odbiorcy. Z pewnością zmniejszy się częstotliwość publikacji nowych wpisów – bo stworzenie uniwersalnego, nieśmiertelnego tekstu jest zdecydowanie bardziej czasochłonne, niż skomentowanie tego, czy rowerzyści są wbrew polski wartościom, czy nie – ale to tylko kolejny skutek profesjonalizacji blogosfery.
W końcu blogi, to już nie internetowe pamiętniki, żeby aktualizować je codziennie.

Eliza Wydrych

Fashionelka.pl

W tym roku blogerzy będą chętniej zatrudniać ludzi do pracy przy swoich blogach. Będziemy zlecać im to czego nie umiemy, to w czym jesteśmy słabi, albo to na co nie mamy czasu. Grafik, researcher, redaktor, asystent… Ich będziemy potrzebować najbardziej. To kolejny krok do profesjonalizacji blogowania. Potrzebujemy kogoś z zewnątrz, kto da nam kopa, kto pomoże obrać odpowiedni kierunek i kto będzie od nas w jakiejś dziedzinie lepszy.
Blogerzy zorientują się, że afiliacja naprawdę się opłaca. Będziemy prześcigać się w pomysłach na ciekawe, inspirujące i klikalne wpisy afiliacyjne. To zagwarantuje stały dochód, którego blogerzy tak bardzo potrzebują. Podstawą jest spora liczba czytelników, bez tego, nie spodziewajmy się kokosów.

Jakub Prószyński

pijarukoksu.pl

Dotąd było to sporadyczne, ale w 2016 przewiduję, że będzie coraz więcej akcji w blogosferze, które zainicjuje bloger. Bez czekania na brief, odpowiednią kampanię. Akcje szyte od początku do końca w taki sposób, żeby dopasować przekaz do własnej społeczności.

Paweł Opydo

Zombiesamurai.pl

Jesteśmy nauczeni dzielić internetowych twórców na „gatunki” – bloger, podcaster, vloger, youtuber. Niedługo ten podział stanie się wymuszony, zwłaszcza, że narzędzi mamy coraz więcej.
Do tej pory blogosfera zajmowała się głównie odwzorowywaniem klasycznych mediów. Jasne, była bardziej „na luzie”, bardziej niezależna, bliższa czytelnikowi. Na tym polu możemy zrobić jednak coraz mniej, bo coraz częściej widzimy w blogosferze projekty, które jakością nie tylko dorównują „starym” mediom, ale również je przebijają.
Blogerzy coraz częściej korzystają z profesjonalnej korekty, kupują zdjęcia, wystawiają faktury. Coraz rzadziej widać za to kompleks starych mediów – nie chcemy już być jak gwiazdy telewizji, bo mamy własne gwiazdy. Chcemy iść inną drogą, własną – nie musimy się na niczym wzorować, bo sam fakt, że tworzymy coś w internecie nie będąc wielkimi mediami przestał kogokolwiek zaskakiwać.
Innym trendem jest bycie na żywo – począwszy od Snapchata po Periscope. Coraz częściej nasi odbiorcy będą od nas oczekiwać niemal bezpośredniego kontaktu. Niesamowicie istotne jest wideo – jeśli nie wejdziemy w tę kategorię, to za parę lat będziemy traktowani dokładnie tak samo, jak dziś my traktujemy np. radio.
Oczywiście, w tym momencie część z Was powie, że się do tego nie nadaje, że dobrze im tu gdzie są i że nie rozumieją Snapchata – oczywiście, macie do tego pełne prawo. Tacy jak Wy też są na pewno do czegoś potrzebni. Tak jak radio.

Michał Górecki

Nevergrowup.pl

Moim zdaniem dobre blogi w 2016 roku będą coraz bardziej odchodzić od tradycyjnego wyglądu blogowego prezentującego tylko chronologicznie ułożone notki, a coraz bardziej przypominać dopracowane serwisy z odpowiednim ułożeniem treści i bardzo mocnym naciskiem na stronę główną i wyeksponowaniem na niej kluczowych w danym momencie elementów. Coraz więcej blogerów sięgnie po płatne templatki lub nawet zleci przygotowanie indywidualnej szaty graficznej, sięgnie też do stocków po zdjęcia do notek lub położy jeszcze większy nacisk na jakość swoich zdjęć. Dobre blogi nie odbiegają już wyglądem od reszty serwisów, a nawet często są pod tym kątem lepsze. Wzrośnie rola newsletterów jako medium podtrzymującego kontakt z czytelnikami. Rola Facebooka maleje wraz ze stałym spadkiem zasięgu postów, z RSS-ów korzystają już nieliczni, dlatego też dobrze skonstruowane newslettery będą odgrywały coraz większą rolę. Co więcej może powoli docierać trend o którym mówi się głośno w USA, czyli rezygnacja z komentarzy. To może wydawać się dziwne, ale coraz więcej blogerów zza oceanu mówi o zmęczeniu komentarzami i ich moderacją oraz małym realnym przełożeniu tych dyskusji na cokolwiek. U nas jako pierwszy wyrzucił komentarze Paweł Opydo, zostawiając tylko dyskusje na Facebooku. Ja eksperymentowałem z tym i ciągle chodzi mi po głowie, by do tego wrócić. Coraz bardziej zaciera się granica między poszczególnymi typami influencerów – blogerami, vlogerami, youtuberami, czy instagrammersami (jak zwał, tak zwał). Liderzy opinii będą próbowali romansować z różnymi kanałami, ale ja jestem zdania, że nie będzie to proste – o ile można dobrze wykorzystywać media uzupełniające (Instagram, Twitter, Snapchat, Facebook), o tyle przeskok z formy pisanej na video (i vice versa bo są takie próby) nie uda się większości twórców – to kwestia różnych predyspozycji, różnej tematyki, różnej grupy docelowej. Ale próby takie będą podejmowane. I w końcu mam nadzieję, że w 2016 roku, marketerzy po tym jak zrozumieli (trochę) zasięgi, zrozumieli (nieco) interakcję, zrozumieją demografię odbiorców i zaczną zwracać na nią uwagę przy planowaniu akcji reklamowych.

Tomasz Sulewski

facebook.com/tomasz.sulewski

Pierwszym – i najważniejszym – trendem będzie coś, co można nazwać „nabieraniem jakości”. Kilkuletni okres początkowego „zachłyśnięcia” nowością kanału, łatwością dostępu do odbiorcy i możliwością robienia „kariery” stosunkowo małym nakładem sił dobiega końca.
Druga fala to czas jakościowych treści, inwestowania w przygotowanie contentu o merytorycznej sile – w nadmiarze twórców w tłumie wyróżnić się mogą tylko ci, którzy wnoszą faktyczną wartość w życie odbiorców. Blogosfera, z okresu adolescencji, zacznie przechodzić w dojrzałość. Drugim zjawiskiem będzie profesjonalizacja współprac – głównie po stronie agencyjnej i klienckiej. W 2015 roku branża wreszcie na szerszą skalę zrozumiała i doceniła wpływ influencerów na odbiorców, co widać po liczbie zrealizowanych projektów. Z jednej strony to dobra wiadomość dla blogerów – bo to poszerza możliwości działania (więcej zainteresowanych podmiotów). Z drugiej będzie to także podniesienie poprzeczki, bo marketerzy, przeznaczając chętniej pieniądze na działania w ramach współprac, zaczną równocześnie mocniej przyglądać się efektywności ich wydawania. To, co wcześniej traktowane było jako działanie eksperymentalne czy uzupełniające ( a tym samym ulgowo rozliczane), zyskując mocniejszy akcent w miksie mediowym będzie też uważniej rozliczane. A to z kolei oznacza, że trudniej będzie robić działania „po łebkach”.
Efektywność (niekoniecznie sprzedażowa) będzie głównym wskaźnikiem. A ponieważ trend nr 1 będzie mocno definiował „skuteczność” blogera, w trend nr 2 wpisywać się będą liderzy tego pierwszego. I to dobra wiadomość dla nas wszystkich.


Podsumowanie

Zdecydowanie najważniejszym trendem będzie dalsza

decentralizacja działalności

będąca następstwem postępującej marginalizacji blogów (rozumianych jako własne strony, na których tworzymy treść). Do niedawna był blog i serwisy społecznościowe. Kierunek jest jeden: blog<serwis społecznościowy.
Rozwój Facebooka, Twittera, Instagrama i wielu pomniejszych serwisów będzie dla każdego blogera warunkiem egzystencji. Podtrzymuję opinię, że w najbliższych latach blogi zmienią się w miejsca sprzedaży produktów (własnych lub cudzych), a najważniejsza działalność twórcza przeniesie się do serwisów społecznościowych, co zresztą świetnie widać na przykładzie zachodnich influencerów. Oni coraz chętniej publikują np. na medium.com niż na własnym blogu. Facebook też w tym temacie nie powiedział jeszcze ostatniego zdania, a upowszechnienie „instant articles” tylko przyspieszy proces odchodzenia blogów. Wybierzemy wygodę i szybsze dotarcie do odbiorcy. Zawsze tak wybieraliśmy.
Historia zatoczy koło, bo przecież przed erą blogów wiele osób miało strony internetowe, które pełniły rolę wizytówek. W ciągu najbliższych 5 lat blogi zmienią się właśnie w takie strony-wizytówki, bo i sprzedaż w coraz większym stopniu będzie przejmowana przez społecznościówki i wyszukiwarki.

Wzrośnie wartość zaangażowanych czytelników. 

Coraz trudniej o nich. Blogerzy dotychczas byli skoncentrowani na poszerzaniu swojego zasięgu, budowaniu jak największej społeczności, ale w dobie, kiedy każdy z Facebookiem może być blogerem, zmienią się cele rozwoju. Zamiast: „buduję, bo chcę być większy” będzie: „buduję, aby uzyskać przewagę nad konkurencją„. A do tego nikt nie potrzebuje mieć 200 tysięcy unikalnych miesięcznie. Oddam swoje 200 tysięcy uników za 10 tysięcy nowych osób w newsletterze, bo największą wartością są i już na zawsze będą czytelnicy zaangażowani – podążający za nami. Dlatego zgadzam się z opinią, że

spadnie rola komentarzy

na blogu. Paweł Tkaczyk i Michał Górecki (a także Paweł Opydo) trochę wyprzedzają przyszłość, bo jestem przekonany, że to będzie trend dopiero na lata 2017-18, niemniej już teraz wielką wagę do komentarzy przykładają tylko początkujący blogerzy. Ci bardziej doświadczeni nie potrzebują ich do szczęścia, bo komentarz na blogu niewiele daje.  Z kolei udostępnienie tekstu wraz z komentarzem to już inna para kaloszy. To jest właśnie to zaangażowanie, o które bloger musi walczyć i powinien to robić głównie na serwisach społecznościowych oraz eksperymentując z różnymi formami (video, podcast, itp…), ale to raczej większości się nie uda. Dlatego spodziewam się, że

blogosfera będzie traciła na znaczeniu. 

Na rzecz influencerów działających głównie na FB i Twitterze oraz – co oczywiste – vlogerów. Przygotowując ranking wpływowych blogerów rozmawiałem z kilkudziesięcioma twórcami i dało się wyczuć, że dotarli do ściany. Robią to, co robią, jest dobrze, może będzie lepiej. Nie odniosłem wrażenia, że optymistycznie patrzą w przyszłość. Nie było „o stary, zobaczysz jak w przyszłym roku rozwalę system!”. Już prędzej: „oby było jak jest, bo jest dobrze”. Wszyscy wiemy, że musimy się rozwijać, wszyscy próbujemy, ale próby nie kończą się dobrze, bo przeciętny twórca ma zakodowane, że blog jest najważniejszy. Blogerzy nie zginą. Będą z powodzeniem przez całe lata działać w swoich zamkniętych społecznościach, gromadząc do 10 tysięcy lojalnych czytelników (nie mylić z unikalnymi w skali miesiąca), a ich

społeczności nie będą migrować 

pomiędzy blogerami. Jeszcze parę lat temu – nawet jeśli nie czytaliśmy danego blogera – to mieliśmy pojęcie o jego istnieniu i od czasu do czasu zaglądało się do wszystkich „znanych i lubianych” w blogosferze. Teraz tych znanych i lubianych mamy setki i coraz częściej jest tak, że o ich popularności dowiadujemy się, gdy od dawna… są popularni. To zupełnie jak z celebrytami. Jest ich zbyt wielu, abyśmy mogli ogarnąć wszystkich i nie wiem jak wy, ale ja każdego dnia dowiaduję się, że ktoś jest bardzo znany.
Migracje czytelników w blogosferze będą dokonywały się tylko wśród topowych blogerów, którzy mają największe zasięgi, natomiast zdecydowaną większość będą stanowili blogerzy zamykający się w obrębie własnej grupy wiernych czytelników. Serwisy społecznościowe, mimo że korzysta z nich kilkanaście milionów Polaków, dają złudne poczucie, że możemy dotrzeć do każdego. Niestety docieramy do niewielkiego procentu populacji.

To, o czym żaden z komentatorów nie wspomniał, a moim zdaniem będzie dominującym trendem w najbliższych latach i najbardziej zmieni blogosferę to

recykling treści. 

Polskiej nazwy jeszcze nie ma. Nie rozpiszę się na ten temat, bo chcę o tym opowiedzieć wam innym razem, ale już teraz zwróćcie uwagę, jak niewielu (naliczyłem pięcioro) blogerów regularnie przypomina o archiwalnych wpisach. Regularnie czyli codziennie lub co dwa dni.
Zazwyczaj robią to od czasu do czasu, kiedy nadarza się okazja. Zaledwie garstka częściej przypomina o starych wpisach niż publikuje nowe. Nie robią tego, bo wbrew pozorom nie jest to takie proste i trzeba odpowiednio zaplanować działania, ale blogerzy w końcu się tego nauczą i za parę lat (wypomnijcie mi to!) najpopularniejsi autorzy będą pisali na blogu raz na parę tygodni (lub rzadziej), natomiast regularnie (nawet parę razy dziennie) przypominali archiwalne wpisy. W moim przypadku świetnie się to sprawdza. Publikuję linki do archiwalnych tekstów  wyłącznie na moim fanpage i dobieram głównie takie teksty, których od lat nie było na blogu i które kiedyś cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Żadnych zapchajdziur, tylko mocne wpisy. Niebawem część archiwalnych tekstów będzie dostępna wyłącznie dla zapisanych na newsletter.
Recykling treści nie jest żadnym odkryciem ameryki. Zachodni blogerzy z powodzeniem stosują to u siebie od lat. Oni poszli nawet dalej – nowe teksty publikują nie częściej niż raz na tydzień – wyłącznie na Facebooku lub Medium.com i skupiają się głównie na tym, aby być z czytelnikami

codziennie na żywo. 

Zmiany na Facebooku, Youtube i co oczywiste na Snapchat idą w kierunku przekazywania treści „tu i teraz”. Szybko, krótko, wyraziście i celnie. Zbliżenie z odbiorcami jest nieuniknione, choć największy bum na to nastanie dopiero po upowszechnieniu narzędzi do prezentowania wirtualnej rzeczywistości. W tym roku się zacznie, ale wydaje mi się, że nie upowszechni się przed 2020 rokiem. Pierwsze modele będą zbyt drogie i zbyt niedoskonałe, ale biada każdemu blogerowi, który wierzy, że przyszłością jest słowo pisane. Przyszłość to małe „reality show”: bliski, stały, najlepiej codzienny kontakt z odbiorcami za pomocą wszelkich narzędzi i wśród wszystkich, jakie wymyślono – blog jest najmniej odpowiedni. Niestety.
Czy to znaczy, że wszyscy mamy przejść na Youtube? Nie. To oznacza, że wszyscy powinniśmy być tam, gdzie już są nasi potencjalni odbiorcy. Nie czekać. Aktywnie ich szukać. Nigdy tego nie robiliśmy, nigdy nie byliśmy w tym mocni, dlatego teraz jesteśmy coraz słabsi.


Jak bardzo lubisz kozy?

Tyle na dziś. Jutro nowy newsletter, a w nim tradycyjnie: bardzo głupi tytuł, bardzo głupia koza i pierwsze konkrety o moich najbliższych planach wydawniczych. Początkujący blogerzy powinni być tym szczególnie zainteresowani, bo to dla nich coś przyszykowałem.
Więcej i publicznie o swoich planach na ten rok napiszę na początku lutego.



 

PS Uprzejmie proszę, aby na newsletter nie zapisywały się osoby, które nie lubią kóz, wyznań miłości i abstrakcyjnego poczucia humoru. Ostrzegam, że wyznania miłości kieruję także do facetów (bo jeszcze nie potrafię personalizować listów).

Nie pukaj w baner. Nie pukaj w baner. Nie pukaj w baner.

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...