Wyobraź sobie milion dolarów. I zachowuj się tak, jakbyś tyle miał

Stajesz się tym, o czym myślisz.

Nigdy nie czytałem tych wszystkich poradników „jak być szczęśliwym”, „jak stać się bogatym w 5 minut”. Zrobiłem wyjątek wczoraj dla nowej książki niejakiego Boba Proctora „Urodziłeś się bogaty” i choć nie zamierzam wam jej polecać, bo to taka rąbanka dla mózgu, w dodatku nie jestem przekonany czy najwyższych lotów, to znalazłem w niej mądrość, której mi trzeba. Właściwie to utwierdzenie w pewnej mądrości.

Jakiś czas temu wrzuciłem zdjęcie swojego pokoju. Tego samego, w którym mieszkam od czasów, kiedy jeszcze żyłem biednie. Przeprowadziłem się do niego z jeszcze biedniejszego mieszkania. Opisałem je w prologu mojej książki.

Był 10 kwietnia 2005 roku. Od dwóch miesięcy mieszkałem w czymś, co można nazwać dwupokojową kawalerką, bowiem ten drugi pokój nie był pokojem, tylko sypialnią w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wchodząc do niego, od razu wpadało się na łóżko, którego nie dało się złożyć. Miałem piękny widok na Aleje Jerozolimskie.
Kiedy w ciągu dnia otwierałem okno, hałas zagłuszał nawet sąsiada, regularnie lejącego swoją żonę, a smród spalin roznosił się po całym mieszkaniu, smaląc ściany we wszystkich pomieszczeniach, łącznie ze szczelnie zamkniętą łazienką. W niej z kolei stała piękna wanna, w której mieściłem się cały tylko kiedy stałem. O toalecie może nie wspomnę, bo dziś już nie pamiętam, jakim cudem można było korzystać z czegoś, co w połowie znajduje się pod umywalką. Do kuchni wchodziłem zwykle tylko z dwóch powodów – zabić aktualnego bossa karaluchów i wyciągnąć colę z lodówki.

Wielu powątpiewało, czy pisałem prawdę o sobie, bo jak to możliwe, że taki bloger, tyle rzekomo zarabiający, mógł klepać kiedyś biedę?
Doskonale zdawałem sobie sprawę, jakie będą komentarze pod tym zdjęciem. Ba, tu jest esiątko, tutaj plebsu nie ma prawie wcale, a i tak znaleźli się różni hejterzy. Strach pomyśleć, co by było, gdybym wrzucił fotkę na drugiego bloga albo na FB.
To żaden wstyd nie mieć pieniędzy. Prędzej wstydziłbym się udawać, że je mam. Teraz wprawdzie żyje mi się całkiem nieźle, ale jeszcze nie jest to szczyt marzeń. Jak zauważyła jakiś czas temu inna hejterka pod jednym z moich wpisów z wakacji – wybrałem Kenię, bo to najtańsza opcja o tej porze na wakacje w dalekim kraju. Mam się tego wstydzić?

Kiedy dwa dni temu napisałem wam, że nie chcę mieć życia na kredyt, pojawiło się sporo osób wyśmiewających mnie. Bo pakuję pieniądze do kieszeni obcych ludzi. Bo za 30 lat nic mi z tego nie zostanie. Bo mieszkanie zawsze można sprzedać z zyskiem i kupić sobie za kilka lat większe. Nie dziwi mnie, ale nie podzielam takiego myślenia. Czuję się znakomicie, że płacę za mieszkanie przemiłym i uczciwym ludziom i doprawdy nie wiem, jak mieliby być gorsi od jakiegoś banku. I nie mam zamiaru zyskiwać dziesiątek tysięcy na sprzedanym mieszkaniu, kiedy w planach mam miliony dolarów.

Bob Proctor w swojej książce pisał o tym, co ja praktykuję od 12 roku życia. Wyobrażam sobie piękne życie. I żyję nim. Wyobrażam sobie milion dolarów i zachowuję się, jakbym je miał. Namiastkę tego widzieliście we wrześniu w pierwszym tekście z Nowego Jorku – Życie, które sobie wymyśliłem.
Kiedy miałem 12 lat wyobraziłem sobie, że pewnego dnia będą mnie czytały tysiące, a później miliony czytelników. Ten pierwszy krok już mam za sobą.
Wyobrażałem sobie, że w przeciwieństwie do większości, mnie będzie dane zwiedzać świat – zobaczę kraje na wszystkich kontynentach. Te pierwsze kroki również mam za sobą.
Wychodziłem z tej samej pozycji, z jakiej wychodzili moi znajomi. Oni też tego wszystkiego chcieli. Każdy z nas chciał być sławny, bogaty, zmieniać świat, bo nie powiecie mi chyba, że marzyliście, by cały dzień grać pasjansa w ciemnym biurze?

Ten okropny pokój z jeszcze brzydszym dywanem, który widzieliście dwa dni temu, nie pokazuje życia, które zamierzam mieć.
Ci sami, którzy mnie teraz krytykują, będą mieszkać w może nieco lepiej urządzonych mieszkankach, dwupokojówkach wziętych na wieloletni kredyt. Może i będą szczęśliwi. Ale nigdy nie na tyle, na ile by mogli.
Nie możesz wyobrażać sobie miliona dolarów i jednocześnie kupować mieszkania na kredyt. Nie możesz marzyć o zwiedzaniu całego świata i zadowalać się weekendem w kampingu za miastem. Dwa lata wyobrażałem sobie powrót do Nowego Jorku aż w końcu to zrealizowałem. Nie udało mi się to, bo zarobiłem więcej pieniędzy. Udało mi się, bo nigdy nie pozwoliłem sobie zarabiać mniej.

To mieszkanie nie jest moje. Jest stanem przejściowym pomiędzy życiem, jakie mam, a życiem, jakie chce mieć. Jeśli chcesz żyć jak większość, w porządku. Wyobrażaj sobie tysiąc złotych. Tylko nie bardzo wiem, co jest śmiesznego w ludziach, którzy chcą od życia znacznie więcej?
Wszystko zaczyna się na naszych wyobrażeniach. Wszystko ma początek w naszej głowie. Jeśli wiesz, kim chcesz być i jakie prowadzić życie, a przy tym nie oszukujesz się, nie idziesz na skróty i nie zmieniasz celu, to masz szansę to osiągnąć. W całej tej głupiej książce Proctora właśnie ta idea Prawa Przyciągania jest jednym z kluczy do zrozumienia, w jaki sposób podążać ku wyznaczonym celom.
To jak odgrywanie scenek z filmów, czy śpiewanie z wyobrażeniem, że jesteśmy gwiazdą rocka. Każdy z nas (gdy nikt nie widzi), wyobraża sobie, jak to by było być kimś innym, np. kimś znanym. Już będąc małym chłopcem robiłem wywiady sam ze sobą przed lustrem, udając sławnego aktora. Naśladowałem innych aktorów.
To były tylko momenty. Jeśli chcesz mieć milion dolarów, to nie możesz sobie tego po prostu wyobrazić, ale musisz z tą myślą budzić się, żyć na co dzień, zasypiać i tak każdego dnia. Miesiąc w miesiąc. Rok w rok. Tak jak ja robię to teraz, pisząc moją drugą książkę. Wiem, że będzie doskonałą książką. Widzę to. Czuję ten dreszczyk emocji, gdy myślę o niej, bo wiem, że pewnego dnia będą czytali ją ludzie na całym świecie.
Przypominam sobie, jak kilkanaście lat temu kumple śmiali się ze mnie, pytając retorycznie – jaka jest szansa, że kiedykolwiek i ktokolwiek będzie chciał mnie czytać? Jakiegoś tam szczyla z Kołobrzegu. Statystycznie byłem bez szans, ale nigdy nie przestałem żyć tym wyobrażeniem. Żyłem swoją własną przyszłością, utrwaloną w marzeniach i nigdy nie zszedłem na ziemię. Chyba już wiem, skąd się wzięło moje przerośnięte ego :)
Wyobraź sobie coś i żyj tak, jakbyś już to osiągnął.

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...