Trump wygrał. Co to oznacza dla ciebie?
I co powinieneś o tym myśleć, jeśli nie chcesz powtarzać bzdur, które już usłyszałeś.
Nie trzeba dobrze wyglądać. Nie trzeba być w miarę młodym, w sile wieku. Nie trzeba być wiernym mężem, dobrym katolikiem, nie trzeba wygrywać debat, nie trzeba mieć poparcia w mediach, ani nawet w swojej partii. Nie trzeba mieć poparcia celebrytów i można mieć potężny elektorat negatywny i do samego końca przegrywać w sondażach.
I zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Co ten wybór oznacza dla Polski?
Polska nikogo tam nie obchodzi. Dla ciebie ten wybór ma takie samo znaczenie jak wybór każdego innego prezydenta na świecie. Teraz przynajmniej nikt nas nie będzie czarował wizją zniesienia wiz, a czarowali nas i Obama i Bush i Clinton. Wizy zniesione nie będą. I bardzo dobrze, bo wcale nie muszą.
Ale Trump powiedział, że jak wygra to…
Wyluzuj. Gdyby powiedział, że wyśle wszystkich na Marsa, to też byś uwierzył? Hasła i groźby wyborcze to jedno. Realia polityczne to drugie. Spójrz na obrazek poniżej i pamiętaj, że połowę Kongresu stanowią jego przeciwnicy. W sumie to tych przeciwników ma więcej, bo również w „swojej” partii go nie cierpią.
Wbrew temu, co próbują ci przekazać polscy mediaworkerzy groźnymi nagłówkami, demokracja w USA ma solidne fundamenty i jeden Trumpik nie obróci jej w pył.
Ale dolar spada, giełda leci…
Wyluzuj. To naturalna i spodziewana reakcja. Niebawem wszystko wróci do normy.
Czy Ameryka stała się podzielona?
Nie. Jest taka, jaka zawsze była. 4 lata temu Obama dostał 51%, 8 lat temu dostał 52%, wcześniej Bush dostał 51%, a w 2000 roku zaledwie 48%. Ostatnim prezydentem, który wygrał znaczną przewagą głosów (60%) był Richard Nixon. 40 lat temu. I zaraz po wyborach został zmuszony do ustąpienia. Jego poprzednicy też zawsze wygrywali ledwo, ledwo.
Podział wpisuje się w historię tego kraju i dotyczy to nie tylko polityki (system dwupartyjny), ale także terytoriów (podział na stany), prawa (stany ustalają własne prawa) i społeczeństwa (tu możemy sięgnąć do czasów walk pomiędzy północą i południem).
Dlaczego tzw. eksperci nie dawali Trumpowi szans?
Ponieważ eksperci nigdy nie doceniają zjawiska ekstremalnych zmian (wspominałem o tym w ostatnim rozdziale „Social Media Start„). Ekspert jest od wybierania najbardziej prawdopodobnego wyniku. Ekspert nie może powiedzieć, że w lipcu spadnie śnieg, bo przestanie być ekspertem i stanie się oszołomem.
A jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy wybory prezydenckie w USA z ostatnich 50 lat, to mamy w nich bardzo mało zaskakujących zwycięstw i ani jednego tak bardzo zaskakującego jak zwycięstwo Trumpa.
Czy wygrałby, gdyby demokraci wystawili kogoś innego niż Hillary Clinton?
Tak. Eksperci będą doszukiwać się błędów w kampanii wyborczej Hillary, ale Trump przecież już na etapie prawyborów pożerał wszystkich jak leci. Demokraci najzwyczajniej w świecie nie mieli kandydata na miarę Obamy. W przeciwieństwie do Republikanów, którzy mają kilka mocnych nazwisk (Cruz, Kasish, Bush(!) czy mój prywatny ulubieniec – Chris Christie).
Dlaczego Trump wygrał, mimo braku poparcia dominujących mediów?
We współczesnej polityce zawsze wygrywa się dzięki mediom i tak było także tym razem. Z tą różnicą, że Trump wygrał wbrew woli mediów. Media wykreowały go jako piekielnego kandydata, doskonałe przeciwieństwo urzędującego prezydenta i Hillary Clinton. Zapomniały tylko, że tam gdzie mądrzy ludzie śmieją się z głupich pomysłów, tam głupi ludzie te pomysły chłoną. Podobnie było u nas w Polsce m.in. z Tymińskim, Lepperem, Korwinem, Dudą i Kaczyńskim. Zdobywali przewagę wbrew woli mediów, bo wola mediów ma mniejsze znaczenie niż obecność w mediach. Trump całkowicie zdominował media.
Czy zwycięstwo Trumpa rozochoci innych populistów?
Nie, ponieważ podział na polityków populistów i nie-populistów już się zaciera i w końcu populizm stanie się warunkiem wygrania jakichkolwiek wyborów. Poniekąd wynika to ze specyfiki tworzenia i dystrybucji treści w social mediach. Musisz dotrzeć jednym zdaniem, jednym obrazem, bo odbiorca nie czyta. On skroluje. Aby zatrzymać odbiorcę, musisz wzbudzić w nim emocje. Nie ma czasu na dłuższą treść.
Durne masy będą coraz chętniej głosowały na silne, krzykliwe jednostki obiecujące „zmianę”. Możliwość wyboru takich polityków daje wyborcom złudne poczucie, że wygrywa demokracja. W istocie wygrywa dyktatura opakowana w demokratyczne wdzianko.
Ciekawostką jest, że współcześni „demokratyczni dyktatorzy” są bezkarni w swych poczynaniach. Putin robi co chce i śmieje się z sankcji. Trump mówi co chce i śmieje się z połowy narodu. Erdogan w Turcji też ma w dupie demokrację. Kaczyński zablokował rok temu Trybunał i co? I gówno.
Opozycja wciąż kombinuje jak pokonać go lajkami i memami.
Czy na Trumpa głosowali debile?
Głosowali tacy sami ludzie, jacy głosują u nas w Polsce na Lepperów, Palikotów, Korwinów i Kukizów. Ludzie, którzy wierzą, że faktycznych zmian dokonywać mogą tylko ci spoza koryta i tylko ci, którzy obiecują radykalne zmiany.
Swoją drogą – całkiem sporo z was głosowało na ww. polityków. Wspólnie świętowaliście sukces. Wspólnie marzyliście o zmianach.
I co im zawdzięczacie?
Dlaczego Polacy tak nie lubią Trumpa?
Pomijając kwestie mentalnościowe i naszą wrodzoną niechęć do jednostek wyrazistych, nieprzewidywalnych i kontrowersyjnych?
Bo myślą dokładnie tak, jak jego wyborcy: hasłami. Przeciętny Polak o Trumpie wie mniej więcej tyle, że kogoś tam obraził, zbuduje jakiś mur, kogoś chce wsadzić do więzienia, komuś grozi i jest oszołomem. Przeciętny wyborca Trumpa też zna go tylko z kilku haseł.
W tym braku sympatii do Trumpa (ze strony Polaków) mamy piękny obraz głupoty typowego wyborcy, który polityka ocenia po tym, jak ten zachowuje się prywatnie. Ocenia się go po tym, co palnął, a nie w co wierzy. Wyciąga się z kontekstu jakieś bzdury, bo ludzie chcą słuchać bzdur. Nawet w tej chwili słyszę w CNN „ekspertów” dziwiących się, jak on mógł wygrać mimo tych wszystkich złych słów, które powiedział. Otóż Trump wygrał POMIMO tych gaf. Wygrał, bo jego wyborcy uznali, że wady może dyskwalifikują go jako mężczyznę, ale nie dyskwalifikują jako prezydenta.
I dziś, kiedy czytam te wasze załamki nad wyborem Amerykanów, mam ochotę zapytać, ilu z was wie o nim coś więcej niż kilka, kilkanaście wyrwanych z kontekstu haseł. Ilu z was nigdy nie zawiodło się na polityku, na którego oddaliście głos?
Ilu z was wciąż naiwnie wierzy, że lepszy polityk to fałszywy polityk: krystaliczny, uśmiechnięty, politycznie poprawny?
A Trump jest biznesmenem i dokładnie tak potraktuje swój urząd: jak kolejny biznes, w którym musi się sprawdzić, musi wygrać. Ma ku temu o wiele więcej motywacji niż zblazowana Clinton i dlatego jego wybór jest dla Amerykanów więcej niż dobry.
To z kolei sprawia, że
Podziwiam Trumpa
3 lata temu siedziałem kilkadziesiąt metrów od niego na finale US Open (przeczytaj relację). Przed meczem operatorzy pokazywali, jacy sławni ludzie przyszli na stadion. Na ekranie pojawiały się twarze Kevina Spacey’a, Seana Connery’ego, Aleca Baldwina i na widok każdej z tych twarzy tysiące ludzi wiwatowały. Pokazano Donalda Trumpa. Cały stadion zabuczał. Pomyślałem sobie wtedy, że ten kraj musi go bardzo nie lubić. Trump tylko się uśmiechnął i pokiwał głową.
Trzy lata później ten sam znienawidzony Trump wygrywa wybory.
Rok temu umówiłem się ze znajomym w Trump Tower. Przed budynkiem zrobiłem zdjęcie protestującym kucharzom. Pomyślałem sobie, że jeśli już na tak wczesnym etapie wkurwił zwyczajnych ludzi, to raczej wyborów nie wygra.
Jak wiele trzeba mieć wiary w siebie, jak bardzo trzeba umieć dążyć do celu wbrew całemu światu, aby nie załamać się po drodze? Śmiałem się z jego książki 2 lata temu (5 porad, dzięki którym odniesiesz sukces) ale dziś widzę, że trochę niesprawiedliwie. Ten koleś ma wyniki! Obserwowałem bardzo uważnie całą kampanię. Kibicowałem Trumpowi, bo lubię szczerych i wyrazistych ludzi, lubię ludzi z wadami, pewnie dlatego, że sam zaliczam się do tych, którzy lubią wzniecać ogień. Czułem, że ma szanse wygrać, ale traciłem nadzieję, gdy przegrywał wszystkie debaty, gdy wychodziły kolejne afery, a on wygadywał kolejne głupstwa.
A jednak skubańcowi się udało. Nie mam pojęcia jakim cudem, bo na papierze on nie miał prawa tych wyborów wygrać. Za 4 lata znowu wygra, a w 2024 roku na jego miejsce wskoczy Michelle Obama, która dziś zarzeka się, że nigdy nie będzie kandydować. Na szczęście nie jestem ekspertem i mogę sobie pozwolić na taką prognozę.
W ciągu tygodnia na blogu pojawiły się 4 teksty. Możesz przeczytać tylko jeden.
Związki bez przyszłości | Koszykowy ból dupy | 10 moich brzydkich cech | Ile kasy trzeba mieć w Bangkoku