Fakty i mity o MacBook Pro 2016 – dlaczego nie warto słuchać „ekspertów”?
Naczytałem się i naoglądałem „recenzji” różnych debili i nie kupiłem MacBook Pro na premierę, mimo że byłem na to zdecydowany. Przekonali mnie, że to model nieudany, niedopracowany i warto poczekać jeszcze rok. Pod koniec grudnia pomyślałem sobie, że może jednak dam mu szansę. Zamówię, pobawię się dzień lub dwa i jeśli okaże się tak bardzo spierdolony, jak głoszą eksperci, to go oddam lub wyślę biednym afrykańskim dzieciom na gwiazdkę.
Nie oddałem.
Ten tekst jest dedykowany wszystkim tym, którzy wciąż nie wiedzą czy kupić nowego MacBooka, bo tak jak ja uwierzyli bzdurom serwowanym przez blogerów, vlogerów, mediaworkerów technologicznych, opierających swoje „recenzje” na bazie konferencji Apple, reklam lub sprzętu wypożyczonego na chwilę do testów. Nie widziałem w Polsce recenzji MacBook Pro 2016 napisanej przez kogoś, kto przez co najmniej kilka tygodni testował ten sprzęt.
Mój tekst powstał po miesiącu użytkowania, nie jest recenzją. Jest najobszerniejszym zestawieniem zalet i wad istotnych dla przeciętnego użytkownika tego sprzętu, bo za takiego się uważam.
Skupmy się na wypunktowaniu rzekomych wad MacBook Pro,
które znalazłem w sieci, przeglądając kilkadziesiąt recenzji
(Wszystkie zdjęcia poza pierwszym screenem przedstawiają mojego laptopa – MacBook Pro 2016, 15-calowy, wersja podstawowa)
Pierwszy mit: „MacBook jest niedopracowany! Zawiesza się i psuje”.
Youtube pełen jest filmów, na których pokazane są różne zwiechy, problemy z wyświetlaniem obrazu, zwiechy touch bara.
Na co dzień pracuję na kilkunastu aplikacjach, w tym kilku „jednocześnie” (Safari, Mail, Newton, OmniFocus, DayOne + co najmniej 6 aplikacji w menu bar (VPN, Text expander, Snagit, Paste, CleanMyMac, Flux, Focus).
MacBook ani razu mi się nie zawiesił. Raz touch bar przestał reagować, to rzuciłem laptopem o ścianę. Wciąż nie działał. Pomógł dopiero restart.
MacBook Pro 2016 działa perfekcyjnie. A może po prostu to ja dostałem jedyny w pełni sprawny model na świecie?
„Touch Bar to tylko zbędny bajer ?”
Też tak myślałem. Nie dawałem się nabrać na ściemy w rodzaju „można łatwo przewijać setki zdjęć”. Kto, kurwa, przewija setki zdjęć i po co to robi?
Nie nabierałem się na ściemy, że podpowiada jakie słowa mamy wpisywać, bo szybciej się je wpisze niż kliknie. Nie rozumiałem jak można narzekać na brak klawisza „esc”, skoro jest on cały czas widoczny na touch’u.
Wadą touch bar jest brak możliwości konfigurowania go i jest się skazanym na to, co sobie Apple wymyśliło. Nie da się zrobić skrótów do programów lub czynności, które się często wykonuje, nie da się ustawić na nim tak oczywistych działań jak stoper, liczba napisanych znaków lub wyświetlanie następnego wydarzenia w kalendarzu. A producenci aplikacji wprowadzają obsługę touch bara na siłę, bez przemyślenia, przez co przy wielu apkach jest on po prostu bezużyteczny.
Niedoskonałością touch bara jest także niemożność korzystania z niego bezwzrokowo. Nawet jeśli wiesz, gdzie jest dany element, to i tak musisz na niego spojrzeć. Nie ma szans, aby touch zastąpił skróty klawiatury. Nie da się go obsługiwać „intuicyjnie”. Wzroku od ekranu nie odrywa się tylko w dwóch przypadkach: dotykania „esc” i siri, bo są domyślnie umieszczone na brzegach.
Ku swojemu zaskoczeniu wygodniej z touch bar ogląda się filmy na FB, Youtube, Vimeo (niestety VLC wciąż go nie obsługuje). Używam go do przewijania ich i jest to wygodniejsze niż przewijanie za pomocą gładzika lub kursorów, także dlatego, że przewijanie działa, gdy słuchasz czegoś w tle i przebywasz na innej zakładce. ❗️Ciekawostką❗️ i zarazem jedną z największych zalet touch bara jest możliwość przewijania reklam przed filmami. Jednym pociągnięciem omijasz wszystkie reklamy na FB, Youtube, serwisach Vod. Jeśli masz maca i nie wiedziałeś o tym, to właśnie uczyniłem twoje życie szczęśliwym. Przewija także te reklamy, z którymi nie radzi sobie adblock ?
Touch bar sprawił, że częściej używam Siri. Zbyt często, bo kilka razy dziennie przypadkowo naciskam w jej ikonkę w trakcie pisania. Można go też dostosować do swoich nawyków. Zauważyłem, że przeglądam pocztę, trzymając prawą rękę na gładziku, a lewa jest nieco wyżej na klawiaturze. No to pod palcem wskazującym lewej dłoni ustawiłem przycisk „kosza”, czyli tam, gdzie trafi twój mail, jeśli przed wysłaniem mi go nie przeczytasz tekstu „Te wszystkie dziwne maile, które od was dostaję„.
❌ Nie używam toucha do wstawiania emoji. Jak widać.
„Klawiatura jest głośna i niewygodna!”
Kolejna bzdura. Tak, jest głośniejsza od poprzedniego modelu, ale nie na tyle, by to w jakikolwiek sposób przeszkadzało. I jest najwygodniejszą klawiaturą, na jakiej pisałem w życiu. Dotychczas używałem bezprzewodowej od Apple (tego nowego modelu) i byłem zachwycony klawiaturą w MacBook (tym małym), ale ta w MacBook Pro jest najlepsza. Doceni to każdy, kto spędza na pisaniu kilka godzin dziennie.
Ma poważną wadę. Kurz i paprochy bardzo łatwo dostają się pod klawiaturę. Często czyszczę go sprężonym powietrzem + żelem i prawie codziennie mam z klawiaturą problem. Ok, nie jest to duży problem, bo tak naprawdę to wystarczy wtedy dmuchnąć w przyblokowany klawisz i on się natychmiast naprawia, ale kurwa mać – to nie powinno tak wyglądać. I mocno się wkurzę gdy w końcu jakiś paproch wpadnie tak, że się nie da go wydmuchać po dobroci.
Pierwszego dnia po zakupie możesz odnieść wrażenie, że niektóre klawisze chodzą głośniej. Dużo głośniej, jakby były źle doczepione. Pobiegłem z płaczem do Pawła Tkaczyka, który miał maka przede mną, to mnie wyśmiał i kazał przeczekać. Słusznie.
„Wydajność słaba!”
Tak, widziałem jakieś zjebane testy, pokazujące, że MacBook z 2015 roku jest „silniejszy” od tego MacBooka. Fakty są takie, że jak masz MacBooka nawet z 2013 roku, to w codziennej pracy nie zauważysz żadnej różnicy. Nie testowałem go na zaawansowanych programach do filmów i grafiki, więc przymknę buzię i wymądrzać się nie będę, ale testowałem go na mojej ukochanej aplikacji do obróbki filmów – Screenflow (to taki Final Cut dla ubogich). Export projektu do .mp4. Tam gdzie stary makuś potrzebował godziny, tam nowy potrzebuje 40 minut.
Testowałem na kilku różnych plikach i wynik zawsze był taki sam. Na ScreenFlow nowy MacBook Pro jest szybszy o 30% od maka sprzed 3 lat, co prowadzi do jedynego słusznego wniosku: nowy MacBook ssie. W dupę niech sobie wsadzą takie przyspieszenie.
Z mojego punktu widzenia laptop działa szybko i nie potrzebuję na co dzień niczego szybszego. Apki chodzą super, porno bez żadnych przycięć, a w gry nie gram, bo mam konsolę. Co nie znaczy, że nie chciałbym czegoś szybszego mieć.
Laptop jest bardzo cichy. Wentylator słyszałem ostatni raz z tydzień temu. Właśnie przy eksportowaniu pliku na Screenflow.
„Trzeba kupować przejściówki!”
Najpopularniejszy z mitów. W niego też uwierzyłem i razem z laptopem kupiłem od razu kabel do łączenia go z iPhonem oraz przejściówkę na HDMI i usb. I co? I nico. Nie używam ich.
Wiem, że kiedy słyszysz „nie można podłączyć iPhone do MacBooka bez przejściówki” to brzmi absurdalnie, ale gdy już masz MacBooka, pytasz retorycznie: a po jakiego chuja mam ten telefon podłączać? Żelazka też nie podłączę i nie płaczę z tego powodu. Zgrywać żadnych plików nie muszę, bo wszystko leci przez chmurę. Ładowarki mam.
Małą wadą, ale wypada o niej wspomnieć, jest rozmieszczenie portów. Są blisko siebie i jeśli włożysz w jeden z nich pendrive, to do tego obok już nic nie wciśniesz.
Przejściówki nie są dla mnie problemem, bo najzwyczajniej w świecie mam jedną na stałe podłączone do kabla, a drugą do dysku. Nie wygląda to zbyt atrakcyjnie, ale też nie widzę tu powodu do robienia z tego wielkiej afery.
Ich cena też nie jest problemem. Jeśli kogoś stać na sprzęt za 12 tysięcy, to niech się nie ośmiesza biadoleniem, że żal mu 50 zł na taki kabelek. No dobra, może trochę więcej niż 50 zł, bo za obie przejściówki dałem bodajże 300 zł, a pendrive (SanDisk Ultra Dual Drive 64GB – z jednej strony ma normalne USB, z drugiej USB – C) kosztował 200 zł. Do tego karta SD (za moment o niej wspomnę) za 400 zł i się uzbierał dodatkowy tysiąc. Cholera, to nie tak mało. Jednak oddam tego maka. Za dużo mnie kosztuje.
Wracając do tematu – brak USB. Nie ma co do tego dwóch zdań: to jest wada, bo choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli być innowacyjni, brak USB w dzisiejszych czasach jest utrudnieniem, bo każdy sprzęt działa dziś na USB.
W praktyce jest dużo lepiej, bo okazało się, że wejścia na USB używam tylko w dwóch przypadkach. Gdy raz na kilka dni podłączam dysk przenośny i gdy chcę naładować papierosa (też raz na parę dni). Okazało się, że niczego innego nie muszę (codziennie) podłączać i to USB wcale nie jest takie niezbędne, jak mi się wydawało przed kupnem komputera. A też miałem obawy i spodziewałem się, że właśnie te cholerne porty będą największym utrudnieniem.
„Nie ma Magsafe!”
Kochaliśmy magsafe, ale człowiek do wszystkiego się przyzwyczai. Nawet do ładowania przez USB – C. Nie, nie napiszę, że nie chciałbym mieć magsafe, ale nie napiszę też, że długo po nim płakałem. Możliwość ładowania komputera z obu stron ma swoje zalety, zwłaszcza w moim przypadku. Rano pracuję w łóżku (ładowanie z lewej strony), po śniadaniu pracuję na fotelu (wygodniej mi podłączyć kabel z prawej strony), a potem siedzę przy biurku i mam w dupie z której strony ładuję i jakim kablem.
Czytałem też, że w nocy ciężko trafić kablem w dziurkę. Bzdura. Ekran daje wystarczające światło. Niemniej – magsafe’a brakuje, bo to była świetna technologia.
„Nie ma wejścia na karty SD!”
Gdybym był profesjonalnym fotografem, to bym się wkurzył, ale przeciętny użytkownik maka nie używa SD na co dzień, więc jak się używa tego czasami, to ta cholerna przejściówka nie jest wielkim dramatem, skoro i tak pierdolisz się z wyjmowaniem karty z aparatu i podłączaniem jej do laptopa, prawda?
Zatem skorzystaj z mojej dobrej rady i kup sobie kartę SD z wifi. Baran byłem, że sam na to nie wpadłem wcześniej. Teraz, gdy robię zdjęcia aparatem, mam je od razu na laptopie, telefonie i ipadzie, co bardzo przypadło mi do gustu, bo ułatwia wrzucanie fotek na insta i fejsa.
„Touch ID to tylko mały zbędny dodatek”
Odblokowywanie laptopa oraz aplikacji za dotknięciem Touch ID w zupełności mi wystarcza i sprawia, że bardzo brakuje tej funkcji, gdy siadasz do starszych modeli. Trudno zachwycać się taką pierdołą, ale jest coś w tym, że po paru dniach nie wyobrażasz już sobie laptopa bez Touch ID.
„Gładzik jest za duży!”
Tu muszę zaznaczyć, że na „zbyt duży gładzik” narzekali wyłącznie ci, którzy opierali swoje opinie na zdjęciach reklamowych. Bo gładzik nie jest za duży. To poprzednie były za małe. Duży gładzik ma same zalety i nie ma co się obawiać, że się go będzie przypadkowo przyciskało. Nigdy mi się to nie zdarzyło, a piszę na lapku w różnych dziwnych pozycjach.
Ma jedną poważną wadę. Używam przeciągania/zaznaczania trzema palcami (dostępność – mysz i gładzik – opcje gładzika – włącz przeciąganie) i czasami trackpad tego nie chwyta. Próbuję coś przeciągnąć i nie reaguje, dopóki mocniej nie docisnę. Bardzo irytujące, zwłaszcza przy obrabianiu dźwięku w audacity, gdzie co kilka sekund trzeba coś wycinać. Ta wada + brudząca się od spodu klawiatura są dwiema najpoważniejszymi dla mnie wadami MacBooka pro 2016.
„Jest za drogi. Nie opłaca się”
Model 15-calowy kosztuje 12 tysięcy. Gdyby kosztował połowę tego, też by krzyczano, że jest za drogi. Jak nie wierzycie, to zobaczcie jak płaczą nad ceną Amerykanie. U nich kosztuje ok. 4 tysiące dolarów. Dla nich 4 tysiące dolarów to jak dla nas 4 tysiące złotych.
MacBook, obiektywnie rzecz biorąc, jest drogim sprzętem, ale porównywanie go do innych laptopów, to jak porównywanie Ferrari do samochodów za kilkadziesiąt tysięcy. Mogą mieć więcej bajerów, mogą być wygodniejsze, mogą być nawet ładniejsze, ale Ferrari nie kupuje się dlatego, że wszystko ma najlepsze. Hejterzy Apple są zbyt tępi, aby zrozumieć, że każdy z nas całe lata siedział na Windows i jeśli teraz wolimy makowy system i makowe produkty, to znaczy, że są dla nas lepsze i jesteśmy świadomi wad konkurencyjnego systemu. Gdyby tak nie było, wszyscy instalowalibyśmy Windows na makach.
„Bateria jest beznadziejna”
Była. To prawda. Słaba bateria była jednym z głównych powodów, dla których wstrzymałem się z kupnem. Nie cierpiałem pracować na MacBook Pro 2013, bo padała mi na nim bateria po 2-3 godzinach (miała prawo po 3 latach użytkowania) i nie chciałem wpaść z deszczu pod rynnę.
Po zakupie MacBooka odczekałem parę dni z testami baterii (coby się wszystko zindeksowało, ułożyło), ale niestety testy wypadły dyskwalifikująco. Przy niezbyt dużym obciążeniu (głównie Facebook, maile) wytrzymywała równe 4 godziny. Przy eskportowaniu pliku do .mp4 (ScreenFlow), wytrzymywała… półtorej godziny. To było poniżej wszelkiej krytyki. Półtorej godziny???
24 stycznia pojawiła się aktualizacja systemu, która miała polepszyć pracę baterii i dziś od rana robiłem test.
Szybki test baterii
Po pierwszych 2 godzinach przy ustawieniach:
– 90 proc. jasność
– włączone podświetlenie klawiszy
– wifi
– kilka aplikacji w menu bar (vpn, text expander, dropbox, snagit, paste, cleanmymac, itd…)
– wyłączony bluetooth
– praca na safari, mail, organizerach, ale przede wszystkim dużo Youtube’a (ok. godziny)
… pozostało 74 proc. baterii. Zaskakująco dużo. Czyżby ta bateria chciała wytrzymać aż 8 godzin pracy?
Po kolejnych 2 godzinach przy takich samych ustawieniach, ale już bez oglądania Youtube (90 proc. czasu pisałem ten tekst, przez 15 minut nic nie robiłem, bo rozmawiałem przez telefon)… pozostało 48 proc. Wow. Ona naprawdę chce wytrzymać 8 godzin…
Po kolejnych 2 godzinach przy takich samych ustawieniach, pracy na kilkunastu zakładkach (szukałem hotelu) i oglądania Youtube pozostało… 10 procent. No i chuj strzelił 8 godzin pracy. W 2 godziny zeżarło 40 proc., ale faktycznie w tym czasie najintensywniej eksploatowałem komputer.
Pozostałe 10 procent wystarczyło na 37 minut. Podłączyłem maka do ładowania, gdy pozostało 1 proc. baterii.
Rezultat: 6 godzin 37 minut.
Nadmienię, że w tym czasie ani razu nie słyszałem wentylatora, a sam MacBook nie grzeje się zbyt mocno.
Celowo nie robię testów w rodzaju „wyłączam wszystko, zmniejszam jasność do minimum”, bo nikt rozsądny tak nie pracuje.
Bateria jest wytrzymała tak bardzo, jak jest wytrzymała przy naszej normalnej, codziennej pracy bez żadnych kompromisów. Jeśli nie oglądasz filmów i pracujesz na aplikacjach biurowych + przeglądarka to 7 godzin wytrzyma na pewno. Apple twierdzi, że bateria trzyma do 10 godzin. Nie ma na to szans. Przypuszczam, że nawet przy oszczędnej pracy dociągnąłbym maksymalnie do 8 godzin, co i tak jest świetnym wynikiem.
Nowa aktualizacja przedłużyła mi pracę baterii o ponad 50 proc. Dziwne, że Apple potrzebowało do tego aż 2 miesięcy prac i niespecjalnie będę zdziwiony, jeśli w najbliższych miesiącach jeszcze bardziej ten element usprawnią. To też sprawia, że wszystkie opinie o baterii nowego MacBooka, które pojawiły się przed 24 stycznia 2017 r. można wyrzucić do kosza, bo wprowadzają w błąd. No ale Apple samo jest sobie winne.
Zatem: bateria była beznadziejnie słaba przed aktualizacją, jest bardzo dobra po aktualizacji softu.
MacBook jest odporny na coca-cole. Prawie.
Wczoraj wylałem na niego ćwiartkę puszki koli. Serio. Podłączałem iPada na biurku, laptop był niżej na łóżku. Ipadem szturchnąłem puszkę z resztką koli, puszka z hukiem spadła prosto na Makbooka. Płyn rozlał się na ekranie, na klawiaturze, na łóżku. Nie wiem ile z tego poszło na klawiaturę, bo od razu go odwróciłem, wyłączyłem, ale chyba było sporo, bo spomiędzy klawiszy trochę kapało. Wyczyściłem szmatką, odwróciłem i zostawiłem na noc, by doszedł do siebie.
Działa sprawnie, choć literka „U” się coś gorzej wciska. Mam nadzieję, że to przejściowe. Jeszcze nigdy nie wymieniałem klawiatury.
Ściemy na stronie sklepu Apple?
Na koniec przejrzałem jeszcze, jak reklamuje Apple swojego laptopa i w czym przegina.
Piszą, że grafika jest „do 130% razy szybsza„. Nie wiem. Nie zauważyłem.
Piszą, że jest „17% smuklejszy„. LOL. Na pewno wszyscy to zauważymy! Jedyna różnica in plus, jaką od razu daje się zauważyć, to cieńsza pokrywa, która skojarzyła mi się z MacBook Air (pozytywnie).
„Waga 1,83 kg„. W praktyce waga jest taka sama jak przy poprzednim modelu (bodajże 2,02 kg).
Piszą, że ekran jest „najbarwniejszy i najjaśniejszy„. Potwierdzam. Różnica jest ogromna i zauważalna nawet, jeśli porównamy tego laptopa z fantastycznym ekranem MacBooka 12-calowego. W sumie to ciężko uwierzyć, że wcześniej ekrany nie były tak jasne i nikomu to nie przeszkadzało.
„Głośniki grają o 58% głośniej„. Tak, grają bardzo głośno. Tak głośno, że chyba jeszcze nigdy nie ustawiłem głośności na maks.
Wymieniają jeszcze kilka innych zalet i szkoda miejsca, bym komentował wszystko. Z grubsza piszą prawdę lub tak, że trudno podważyć ich formułki.
Czy lepiej poczekać na „bardziej dopracowany” laptop?
Nie. Ten jest już bardziej dopracowany. Nie wierzę w żadne istotne zmiany w przyszłym modelu. W sumie to nie zdziwię się, jeśli w tym roku tylko dorzucą trochę cyferek do procka. I w kolejnym też. Nie ma sensu czekać, bo rozwój sprzętu nigdy nie stoi w miejscu. Zawsze będziemy czekać na „bardziej dopracowane modele”.
Obecny model jest doskonale zaprojektowany i poprzednie wyglądają przy nim ubogo i przestarzale. Zresztą nigdy nie lubiłem wyglądu MacBook Pro. Ideałem pod tym względem był dla mnie MacBook Air (wcześniej) i MacBook 12-calowy (wciąż jest ideałem), którego lubię najbardziej (służy mi jako budzik, czasami Piesia ogląda na nim seriale). Na jego temat zresztą też naczytałem się różnych mitów (choćby to, że działa wolniej niż iPad) i może napiszę o nim podobny tekst.
Czy po zakupie ma się poczucie straty kasy?
Obawiałem się, że po miesiącu używania nowego maka będę zdania, że wprawdzie warto go mieć (bo nowy, bo lepszy), ale nie znajdę między nim a poprzednim modelem różnic, które uzasadniałyby zakup. Obawiałem się, że będę doszukiwał się zalet, byle tylko uniknąć głupich myśli, że mogłem spokojnie jeszcze rok poczekać.
Te obawy były nieuzasadnione. Gdybym wiedział, jak dobrze mi się będzie na nim pracowało, kupiłbym go w dniu premiery. Nie potwierdziły się żadne obawy o awaryjność, o przejściówki, o niewygodną klawiaturę. Tylko ta bateria wkurzała, ale już to naprawili.
Czy MacBook Pro 2016 się opłaca?
To już inna para kaloszy, bo czym innym zachwycać się dobrym laptopem, a czym innym rekomendować go niezdecydowanym.
Tak jak jestem przekonany o słuszności zakupu, tak nie mam przekonania, czy jest to sprzęt dla każdego, choćby ze względu na wysoką cenę. Jeśli cena nie gra roli, bierz go od razu. Skończ czytać tekst i kupuj.
Wydaje mi się, że najbardziej zadowolone będą z niego osoby, które lubią kupować nowy sprzęt, także dla większego komfortu pracy. Dla mnie o niebo wygodniejsza klawiatura, touch bar, Touch ID, wyraźnie jaśniejszy ekran i dużo lepszy design mają ogromne znaczenie, a że nie wymieniałem sprzętu od 2013 roku, to uznałem, że najwyższy czas. Nie żałuję, bo jest to narzędzie mojej pracy.
Jeśli to miałby być twój pierwszy laptop od Apple i nie potrzebujesz mocarnego sprzętu, to sugerowałbym przyjrzeć się 13-calowej wersji z Touch Bar, której cena zaczyna się od 9 tysięcy lub 12-calowej wersji MacBooka (6300 zł), widocznej na fotce powyżej. Dopóki nie wyszedł nowy MacBook Pro, właśnie to maleństwo było moim ulubionym lapkiem. Ale tego drugiego nie brałbym teraz. Możliwe, że wiosną Apple wypuści nową wersję. Jak dorzucą do niego Touch Bar, to będę miał do sprzedania ubiegłoroczny model :)
– klawisze blokowane przez paprochy
– brak chociaż jednego portu USB
– nie robi loda
– nie lubi coca-coli
– tani
– boska klawiatura
– emotki w Touch Bar
– daje 90 pkt. do zajebistości
MacBook Pro nie cieszy się dobrą opinią, mimo że to świetny sprzęt, ale tego nie da pojąć nie mając go przy sobie na co dzień. Gdy go pierwszy raz zobaczyłem w salonie Apple, powiedziałem kumplowi, że nie kupię. Dopóki go nie masz, przerażają cię myśli o braku usb, nie dostrzegasz użyteczności touch bara, nie dowierzasz, że ma najwygodniejszą klawiaturę na świecie. Po kilku dniach pracy pojmujesz, że to sprzęt niemający dyskwalifikujących wad. Doskonale zaprojektowany, szybki, całkiem wydajny i seksowny. Niestety został zjechany przez baranów, którzy przed każdą konferencją Apple domagają się emejzingu i innowacyjności, a kiedy to dostają, marudzą, że dawniej było lepiej.