Religia w szkołach? Niekoniecznie. Religie? Koniecznie.
Mam taki jeden sen, który powraca do mnie od czasu do czasu. Koszmarny sen, w którym nie zaliczam egzaminu, nie zdaję na następny rok albo spóźniam się na zajęcia. Często po takim śnie budzę się i jeszcze przez dwie, trzy minuty nie mogę uwierzyć, że to wszystko już za mną.
Gdybym teraz chodził do szkoły, to prawdopodobnie miałbym koszmary związane z religią. Wczoraj widziałem wpisy u znajomych, krytykujących dwie godziny religii tygodniowo, potem media podchwyciły temat, a dziś nawet dowiedziałem się, że są akcje nawołujące do likwidacji tego przedmiotu i przekazania pieniędzy na bardziej szczytne cele. A jest co przekazywać, bo podobno chodzi o ponad miliard złotych. Tyle kosztuje rok religii, bo ktoś kiedyś tak wyliczył i informacja poszła w świat.
Podniosły się zatem głosy, aby pieniądze te przeznaczyć na edukację seksualną, głodne dzieci, imigrantów, zajęcia wyrównawcze, sprzęt do szkół, pensje dla nauczycieli i budowę nowej Gwiazdy Śmierci. Pomysłów na co przeznaczyć kasę jest wiele i choćby dlatego nie powinno się jej przeznaczać na nic nowego, bo idę o zakład, że na cokolwiek by nie poszły, to i tak znaleźliby się krytycy. Jest źle, a byłoby jeszcze gorzej i najbardziej zadowolona byłaby tylko jedna grupa – tych, którzy nie pałają sympatią do katolicyzmu.
Wydaje mi się, że najprostszym i najwłaściwszym rozwiązaniem byłoby nie tyle likwidowanie nauki o religii, a zastąpienie jej nauką o religiach, bo choć uczniom może wydawać się, że Bóg to tylko paciorek i dawanie na tacę, to prawda jest taka, że bez zrozumienia religii, nie jesteśmy w stanie rozumieć współczesnego świata. Ani jego przeszłości, ani przyszłości.
Religia? Niekoniecznie
Religie? Koniecznie.
Nasza historia to historia wojen w imieniu Boga, a najbardziej rozdmuchiwane współczesne konflikty dotyczą tych o podłożu religijnym. Wojny o terytorium praktycznie się skończyły i poza Ukrainą, mamy trochę walk o surowce i od cholery walk o podłożu religijnym. Media o edukację nie dbają i choć nie ma tygodnia, abyśmy nie słyszeli o nowych aktach terroru lub chociażby niekończącym się konflikcie na Bliskim Wschodzie, to ze świecą szukać kogoś, kto potrafiłby wyjaśnić, dlaczego Izrael ciągle tłucze się z Palestyńczykami. Starcia w Libii, Afganistan, Syria, Irak, kraje afrykańskie – wszystkie te konflikty to walki międzywyznaniowe. A tam, gdzie się kończą wojny, zaczyna się podział władzy. Również zazwyczaj oparty na konflikcie wyznaniowym, czego przykładem jest sytuacja w krajach po obaleniu dyktatorów. Jesteśmy dzień w dzień bombardowani doniesieniami o skutkach wojen, ale ich nie rozumiemy.
Mamy coraz większy problem uchodźców, a z problemem uchodźców wiąże się problem zrozumienia m.in. muzułmanów. Dziś wielu Polakom ich religia kojarzy się z terroryzmem, czemu trudno się dziwić, bo prędzej w TV zobaczymy nagrania z egzekucji niż sensowne wyjaśnienia, o co tak naprawdę chodzi w wojnach cywilizacji. Niedawno media doniosły o chłopaku (Samuel N.), który siekierą zabił dziewczynkę. Już następnego dnia pojawiły się opinie, że jego zbrodnia miała coś wspólnego z jego wyznaniem. Gdzieś nad tym wszystkim unosi się absurdalny strach przed islamizacją Europy. Ludzie zawsze muszą się czegoś bać i przed czymś ostrzegać innych.
Mamy też różne kościoły. Świadkowie Jehowy? Kojarzą się z domokrążcami. Scjentolodzy? Z praniem mózgu. Protestanci? Z Luterem. Ale i to nie zawsze, bo wiedza współczesnej młodzieży na temat innych wierzeń jest dokładnie taka sama, jaka była moja w czasach licealnych. Gówniana. Nie uczono mnie szacunku i zrozumienia dla wyznawców innych religii niż chrześcijańska i gdybym sam się o tę wiedzę nie postarał, to pewnie dziś też krzyczałbym „Polska dla Polaków”.
Jestem przeciwnikiem wycofywania religii ze szkół, ale jednocześnie jestem przeciwnikiem sprowadzania jej tylko do nauki o chrześcijaństwie. To złe, ograniczające i w dłuższej perspektywie szkodliwe – także dla Kościoła Katolickiego, wobec którego dzisiejsze pokolenie nastawione jest wrogo. Dawniej można było wychowywać całe pokolenia w strachu przed jednym Bogiem. Dziś powinno się wychowywać je w oparciu o zrozumienie wszystkich bogów.
Kilkoro czytelników, pamiętających o moim planie „tylko jednego roku” zauważyło, że minął 31 sierpnia i pytało czy napiszę jakieś podsumowanie. Owszem, postaram się to częściowo zrobić jutro lub pojutrze.
Tymczasem można mnie trochę (a nawet dużo, bo aż pół godziny) posłuchać w rozmowie dla Zet Chilli. Opowiadam tam o powstawaniu „THORN” i o kolejnych planach. Rozmowa jest sprzed dwóch tygodni. Coraz bardziej i bardziej przekonuję się, aby od czasu do czasu coś nagrywać. Nie wiem czy się pochwaliłem, ale pół roku temu kupiłem nawet specjalny mikrofon. Tyle że coś tam mi szumi w nim i tak mijają kolejne tygodnie, a ja plany podcastu/video odkładam i odkładam. Cały ja. Wszystko na później.