Batman vs Superman to wcale nie jest zły film

Lubię dołączać się do zbiorowych zachwytów nad dziełami i praktycznie nigdy nie dołączam się do zbiorowych zjebek, dlatego do kina poszedłem tylko w jednym celu: sprawdzić, czy można obronić film, który w ostatnim czasie spotkał się z ogólnoświatową krytyką.

Zasłużoną. Przez pierwszą godzinę wierciłem się na fotelu, czekając aż cokolwiek zacznie się dziać. Zaczęło się. W drugiej godzinie. Niestety to jeden z tych filmów, które zostały spieprzone przez zbyt rozwlekłą końcówkę, więc ostatnie 20 minut przysypiałem.

Recenzji mi się pisać nie chce. Podzielę się na szybko wrażeniami, bo zaraz jestem umówiony z kumplem na granie. Spoilery jakieś są, ale nie zdradzam chyba tego, co najważniejsze. Zresztą co tu można zdradzić poza tym, że na końcu wszyscy giną?

Rozumiem, o co chodzi krytykom i przyznaję rację tym, którzy zarzucali nierówny, nieciekawy scenariusz. To czuć od samego początku. Rzucają widzem po różnych zakątkach świata, upychają w pierwszych 60 minutach kogo tylko się dało – Supermana, Kenta, Batmana, Wayne’a, Lois, Luthora, panią senator, pana z CIA, szerokie kadry idą na wątek społeczny (protesty ludzi), gdzieś tam dyskretnie błąka się Pani Supermanowa (odwalcie się od jej małych cycków, są fajne). Ogląda się to w nadziei, że wszystko zacznie układać się w jedną sensowną całość, ale dupa. Wszystko i tak sprowadza się do rozpierduchy ze złym, który pojawia się dopiero w ostatnich 30 minutach filmu. Przypominam sobie Batmana (C. Nolana). Tam też początek był wydłużony, scenarzysta niespiesznie wprowadzał widza w fabułę, ale czuło się wówczas, że opowieść ma ręce i nogi. W „Batman vs Superman” czujemy, że ktoś tu napisał scenariusz na miniserial, a dopiero w trakcie kręcenia przypomniano sobie, że jednak robią film kinowy.
Krytykowano też, że jest tylko jedna walka pomiędzy Supermanem a Batmanem. A ile miałoby tych walk być? Dwie? Trzy? Po co? Była jedna, wcale nie taka zła, choć trudno było się powstrzymać od śmiechu, że taki wypierdek jak Batman może w ogóle liczyć na równy bój z Supermanem, czyli kimś prawie nieśmiertelnym oraz kimś, kto w każdej chwili może sobie odlecieć wpizdu.

Batman vs Superman to nie jest zły film. To kolejna produkcja, opierająca się na komiksach i one rządzą się swoimi prawami. Są absurdalne sceny (nurkująca Lois), są wątki z dupy (Kevin Costner?), są sceny, które wywołują śmiech (samotna dziewczynka na gruzach – początek filmu) i są takie, przy których widać nieporadność scenarzystów (Lex przekonujący Supermana). Można przyczepić się do Supermana-sztywniaka, Luthora, który jest tak przerysowany, że prawie parodiuje samego siebie, niezrozumiałych (jeszcze) snów/wizji Batmana i usypiającej końcówki i to wszystko wpływa na negatywny odbiór filmu, ale z recenzji i opinii widzów można wywnioskować, że mamy do czynienia z totalnym gównem. A tak nie jest. Dla mnie słabym filmem był „Człowiek ze stali”. Jeszcze słabszym „Ant-man”. Wszystkie Spidermany mnie nudziły i irytowały. Dużo lepiej bawiłem się na „Avengersach” i „Kapitanie Ameryka”, a najlepiej na „Strażnikach Galaktyki”. „Batman vs Superman” to średniej jakości kino, niezasługujące ani na pochwały, ani na zjebki. Nie ma w nim zbyt wielu scen, zapadających w pamięć, a im dłużej o tym filmie myślę, tym więcej znajduję w nim złego, dlatego na koniec napiszę o tym, co mi się najbardziej podobało. Przede wszystkim Gal Gadot. Mało jej, ale wszędzie, gdzie się pojawia, sprawia, że chce się na nią patrzeć i jestem absolutnie przekonany, że swoją mała rolą zrobiła doskonałą reklamę „Wonder Woman”, który ukaże się za rok. Podobał mi się też Jeremy Irons w roli Alfreda i zastanawiam się, czy tylko ja odniosłem wrażenie, że ucharakteryzowali go na podstarzałego Roberta Downey Jr. Dobry jest także Ben Affleck, który jest pierwszym Batmanem od stu lat, ze świetnie brzmiącym głosem, a i sam aktor udowodnił, że mylili się ci, którzy parę lat temu rzucili się na niego z hejtem, gdy okazało się, że zagra tę rolę. Zagrał bardzo dobrze i pasował mi o wiele bardziej niż Bale u Nolana.

Badge_JASONHUNT_03Tytuł jest mylący. To nie jest film o pojedynku Batmana z Supermanem. To jest film o Batmanie i Supermanie.  Można spokojnie wybrać się na to do kina, ale warto iść na niego z nastawieniem, że pierwsza godzina jest przegadana, druga przewalczona, a ostatnie minuty przespane.

.

Teraz gramy i gadamy o grach. Wpadnij, napisz coś miłego.

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...