Co do tego filmu o dopalaczach…
Ja was chyba nie rozumiem. No tak się rzuciliście na to bogu ducha winne dzieło, piętnując wykonanie i zrównując z glebą występujących w nim aktorów, że po samych reakcjach widzów można wysunąć tylko jeden wniosek: powstał gniot wszech czasów. W pewnym sensie pełna zgoda, bo tego nie da się oglądać na trzeźwo, ale chyba komentarze poszły trochę za daleko.
Jeśli nie wiesz, o czym mowa, obejrzyj spot przygotowany przez Główny Inspektorat Sanitarny:
Przyznaję, że filmu nie da się obronić. Próbowałem. Kombinowałem, jakby tu spojrzeć na to videło z drugiej strony, znaleźć jakieś plusy, przesłonić minusy, wyolbrzymić niewidoczną na pierwszy rzut oka zaletę. Nic z tego nie wyszło. To jest złe od początku do końca. To jest tak złe, jak większość filmów, zdjęć i memów, które wrzucacie na co dzień na swojego Facebooka.
Dziwi mnie, że odbiorcy nie potrafią poprzestać na śmiechu i szukają argumentów, by jeszcze bardziej dojebać. W ten oto sposób dowiedziałem się, że na film poszły pieniądze podatników (jasne, zwłaszcza gimbazy, która najbardziej ochoczo komentuje), że politycy nic nie wiedzą o dopalaczach i niczego nie wiedzą o młodzieży. Do tego stosy wyzwisk skierowanych w stronę twórców filmu.
Jak prostym trzeba być człowiekiem, aby do czegoś humorystycznego czuć ogromną potrzebę opluwania?
Najbardziej rozbawiły mnie twierdzenia, że przez taki zły film żaden dobry przekaz nie trafi do młodych. Dżizas. Jakby w jakiejkolwiek innej sferze życia wystarczył jeden przekaz, by trafić do ludzi.
Podobnie było niedawno z ręcznikami papierowymi, reklamowanymi przez Małgorzatę Rozenek. Poziom dna, przyznaję. Ale mnie te reklamy przekonały, że te ręczniki są mocne i przydatne. Były tragiczne, ale skuteczne.
Przed napisaniem tego tekstu włączyłem na chwilę telewizor. Obejrzałem kilka reklam. Jakoś nikomu nie przeszkadzają debilne i szkodliwe reklamy farmaceutyków nastawione na straszenie widzów. Jakoś nie widzę hejtu na reklamy zwykłych proszków, zwykłych płynów i podpasek, a to przecież jest żenua, którą musimy oglądać od lat. Dlaczego zatem jakiś tam filmik o dopalaczach wywołuje tyle negatywnych emocji, skoro przez całą dobę otaczają nas jeszcze bardziej kiczowate i – niestety – uporczywie powtarzające się reklamy?
To jest dokładnie ten sam mechanizm, o którym pisałem w Co się stanie, gdy poliżesz pączka? Ludzie zaczynają wierzyć, że coś, co warto olać, coś, co jest absurdem i nie ma drugiego dna, jest czymś, czym należy się przejmować, zwalczać, krytykować.
A to jest przecież tylko jeden głupi spot. Nic więcej. Nie ma on żadnego wpływu na nasze życie.
Inna sprawa, że trochę zabawna jest ta nagonka na dopalacze. Biorąc pod uwagę problem narkotyków, który jest znacznie poważniejszy i nic się z tym nie robi. To mniej więcej tak, jakby kwestię nadużywania alkoholu sprowadzać do zabraniania picia piwa.
Newsletter. Tylko dla stałych czytelników bloga i potencjalnych czytelników książki. Reszta rozejść się.