Co złego zrobił Durczok?

Zabarykadował się w mieszkaniu pełnym filmów porno, seksualnych gadżetów i pozostałości po białym proszku.  I co z tego?

 

Od paru tygodni jego nazwisko przebijało się w dyskusjach o molestowaniu, które były z dupy wzięte, bo oparte wyłącznie na plotkach i anonimowych donosach, a dziś „Wprost” wypluł pierwszy artykuł linczujący Kamila Durczoka za to, kim jest w życiu prywatnym. Cały tekst przeczytałem bardzo uważnie i zamiast poczuć niechęć do czołowego dziennikarza TVN, zacząłem mu współczuć. Może dlatego, że zawsze go lubiłem. Miałem okazję spotkać go tylko raz w trakcie jednej z konferencji, nawet lekko się starliśmy, ale ani ja już nie pamiętam o co poszło, ani on tym bardziej.

Co jest złego w filmach porno?

Wydaje mi się, że nic. Co te płyty mówią o Kamilu? Nic. To nie było jego mieszkanie. A jeśli nawet płyty były jego, to mówi to o nim mniej więcej tyle, że lubi porno. Wow. Skandal.

Co złego jest w gadżetach?

Jakieś dmuchane lale, linki, żele… Przecież przez etap gadżetów przechodzi każdy, kto trafił w swoim życiu na partnera, który nie robi tego tylko w gumie, po ciemku i po cichu. Co te gadżety mówią o Kamilu? Nic, nie wiemy, czy ich używał, a jeśli nawet, to mu trochę zazdroszczę.

Co jest złego w białym proszku?

Nikt nie pisze wprost, że chodzi o narkotyki, ale chyba możemy założyć, że to były prochy. Nie udawajmy, że lepili tam pierogi. Cały świat jedzie na prochach. Od aktorów, piosenkarzy, pisarzy aż po polityków i dziennikarzy. Jak nie ćpają, to chleją. Pogardzam każdym ćpunem, nawet takim niedzielnym, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego miałbym zakazywać Kamilowi wciągania kresek? To producentów i sprzedawców trzeba wieszać za jaja.

 Dlaczego musimy o tym wiedzieć?

Naczelny „Wprost” Sylwester Latkowski tłumaczy tak, jak tłumaczyłby każdy na jego miejscu:

„Durczok kieruje zespołem „Faktów”, które oglądają miliony widzów. Rozmawia z najważniejszymi ludźmi w państwie. Ocenia i piętnuje dwulicowość, wydaje werdykty dotyczące innych osób, komentuje najważniejsze wydarzenia. Przez lata stał się autorytetem dla wielu młodych dziennikarzy. Obowiązują go nieco inne standardy niż gwiazdy rocka.”

Gdyby te „inne standardy” obowiązywały także we „Wprost”, to naczelnym tego pisma nie byłby człowiek, o którym powstało kilkadziesiąt artykułów opisujących podejrzenia o jego udział w podwójnym morderstwie. Każdy popełnia błędy, każdy może znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i związać z nieodpowiednimi ludźmi. Latkowski udowodnił, że można oddzielić przeszłość grubą kreską i sam pewnie doskonale wie, jak to jest być ofiarą medialnych nagonek. Tym bardziej dziwię się, że chce nam teraz zafundować cotygodniowy lincz na Durczoku, a zaczyna od seksu i prochów, czyli najbardziej brukowych newsów, jakie można sobie wyobrazić. Następny krok to żenujące polowanie na tajemniczą znajomą Kamila, ale tym pewnie zajmą się inne media.

A wszystko to zaczęło się od molestowania(mobbingu, jak zwał tak zwał) i rzekomego śledztwa dziennikarskiego, mającego na celu udowodnienie, że Kamil traktował kobiety niczym ujebany stół.
No fajnie. Tylko zastanawiam się, co jest gorsze? Durczok – rzekomo – pozwalający sobie na nieprzyzwoite zachowania wobec koleżanek, czy „Wprost”, który molestuje go na oczach całego kraju?


Skoro już tak ładnie i coraz bardziej skutecznie uczymy się, że klepanie dziewczynek po tyłku nie jest w dobrym tonie, to kiedy nauczymy się, że medialne lincze są nieporównywalnie większym skurwysyństwem? 


Problem w tym, że tego nauczyć musi się też Kamil, bo jego stacja wielokrotnie pokazywała, jak należy niszczyć ludzi i on w tym też uczestniczył. To TVN jako pierwszy w Polsce nauczył inne stacje, że media nie muszą być obiektywne, a materiały trzeba robić, żerując na emocjach – zarówno bohaterów programów, jak i widzów. Dlatego nie bronię Durczoka jako dziennikarza. Oberwał z broni, którą sam strzelał. Bronię jako człowieka, który ma prawo do prywatności, bo wyobrażam sobie, jak ja bym się czuł, gdyby ktoś wszedł do mojego mieszkania.
Nie mam prochów, nie mam płyt porno (no może parę…), z gadżetów, ech, to chyba  tylko jakieś pordzewiałe kajdanki ostały się na dnie szuflady, ale wkurzyłbym się, gdyby jakiś dziennikarzyna robił foty mojej piesi i zgarniał za to lajki.

 

Aktualizacja: 9 maja 2016 roku Kamil Durczok wygrał proces z tygodnikiem „Wprost”. Sąd przyznał mu 500 tysięcy zł. 

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...