Dlaczego „pamiętasz” co robiłeś w chwili, gdy dowiedziałeś się o katastrofie smoleńskiej?
Pamiętam dokładnie. Smacznie spałem, zbudził mnie telefon od znajomej, która powiedziała, że samolot prezydenta się rozbił. Wstałem, poszedłem do pokoju z telewizorem, pełen przekonania, że to kolejna awaria ruskiej maszyny i tak dopiero po godzinie dotarło do mnie, że piloci-debile spierdolili mi wspaniałą rocznicę.
Bo 10 kwietnia to jedna z najważniejszych i najpiękniejszych dat w moim życiu. Tego dnia przed lat napisałem swój pierwszy tekst na blogu. Ten dzień także zapamiętałem. Wiem, co wtedy robiłem. Równie dobrze pamiętam chwilę, gdy dowiedziałem się o zamachu na WTC.
Jakiś czas temu przeczytałem w jednej z książek (bodajże Wiesława Łukaszewskiego), że zjawisko zapamiętywania co się robiło w chwili ważnego wydarzenia nazywa się efektem lampy błyskowej.
Jeśli jutro jakaś ciężarówka z wyznawcą Allaha na pokładzie rozjedzie na ul. Marszałkowskiej stado galopujących niemowląt, to też zapamiętasz, w jakich okolicznościach się o tym dowiedziałeś. Czy byłeś w domu, kto ci o tym powiedział, z jakiego programu telewizyjnego usłyszałeś o tym pierwszy raz lub który znajomy jako pierwszy walnął o tym status.
Cały pic w efekcie lampy błyskowej polega na tym, że nie spodziewasz się traumatycznej informacji i masz z nią jakiś osobisty związek. Jeśli te dwa warunki zachodzą, w twojej głowie zaczyna się automatycznie „kodowanie” obrazów.
Być może pamiętasz też moment, w którym dowiedziałeś się o śmierci papieża, choć akurat to wydarzenie możesz pamiętać dużo słabiej. Także dlatego, że jego śmierć nie była zaskoczeniem. Pamiętam, że poinformował mnie o tym red. Miecugow. Miałem włączony TVN.
Równie ciekawe w tym wszystkim jest to, że… prawdopodobnie tylko wydaje ci się, że pamiętasz co robiłeś gdy usłyszałeś o katastrofie pod Smoleńskiem. Psychologowie wykonali szereg dziwnych badań, z których wyniknęło, że już po niespełna 3 latach aż 40 proc. ludzi znacząco myli się co do swoich wspomnień, choć są wciąż przekonani, że na milion procent wiedzą, co dokładnie robili w chwili, gdy dowiedzieli się o czymś ważnym.
7 lat to całkiem dużo czasu. Pamiętam, jak dowiedziałem się o katastrofie (czyli pewnie nie pamiętam), ale zapomniałem już prawie, że kiedy nasi bezmyślni wojacy atakowali brzozę, świat wokół wyglądał całkiem inaczej. Social media ograniczały się do Blipa i Naszej Klasy. Smartfony dopiero wchodziły na rynek. Bardzo powoli, bo nikt nie czuł potrzeby korzystania z internetu przez telefon. Dział zbyt wolno, a małe ekrany nie nadawały się nawet do czytania maili. Chyba Wifi też nie miałem i wszystko leciało po kablu prosto do starego komputera, chodzącego głośno jak odkurzacz. Za to byłem dumnym posiadaczem netbooka. Dziś mało kto pamięta co to były netbooki. Wydaje mi się, że to był taki bardzo cichy i smutny świat. Nie wiem jak można było żyć bez Facebooka.