Do kogo należysz?
Na co dzień o tym nie myślisz, bo nie masz powodu, aby przejmować się faktem, że jest ktoś, kto jedną decyzją mógłby wywrócić twoje życie do góry nogami.
Nie obchodzą nas strajkujący górnicy, nie obchodzą nas problemy rodzin z kredytem we franku, a ludzie, o którym się nie powiodło są tylko kolejnymi newsami w strumieniu informacji. I bardzo dobrze, że tak jest, bo nie ma ani jednego powodu, byśmy płakali nad cudzym nieszczęściem. Jest jednak powód, byśmy w takich sytuacjach mieli odwagę zadać sobie jedno proste pytanie: od kogo jestem uzależniony?
Dzisiaj rano przeczytałem w Newsweeku dosyć przejmujący wywiad z Robertem Gonerą, który przyznał, że – najogólniej mówiąc – klepie biedę i bywało, że sypiał w samochodzie. Trochę mnie to zdziwiło, bo sądziłem, że ci, których widuje się od czas do czasu na ekranach telewizorów, mają się świetnie, ale w sumie niedawna zbiórka (obrzydliwe hejtowana na gazeta.pl) pieniędzy dla Krzysztofa Globisza pokazała, że nie wystarczy być znanym, aby mieć za co żyć.
Łatwo jest wskazać winnych swoich niepowodzeń i najłatwiej nie obwiniać samego siebie, a tymczasem wielu z nas mentalnością niczym nie różni się od tych, którzy od czasu do czasu marzną pod sejmem krzycząc „chcemy chleba i pracy”.
Kiedy widzę teraz mężczyzn, płaczących do kamery nad wyższym kursem franka i biadolących, że to jest granica bankructwa, odzywa się we mnie współczucie, bo nikomu źle nie życzę, ale też jestem pełen pogardy dla takiej osoby, bo trzeba być skończonym idiotą, aby brać kilkudziesięcioletni kredyt, którego miesięczna rata jest bliska miesięcznym dochodom. Nie moja sprawa, czy rząd im pomoże, ale znacznie sprawiedliwiej byłoby zostawić ich samych i zmusić albo do zaciśnięcia pasa albo do zmiany poziomu życia na gorszy. Przechodziłem przez to. Kilka lat temu zmieniłem fajne mieszkanie na śmierdzącą klitkę tylko po to, by zaoszczędzić 300 zł na opłatach. Da się przeżyć. Trzeba umieć pogodzić się z własnymi możliwościami i przeczekać gorszy czas.
Znacznie więcej współczucia mam do górników, od których trudno wymagać, by pogodzili się z utratą pracy i przekwalifikowali, bo nie są mentalnie do tego ukształtowani. To tak jak wymagać od lekarza by zmienił się w Krysię z warzywniaka.
W którymś momencie życia większość ludzi dochodzi do punktu bez powrotu. To zaczyna się już przed maturą, kiedy wybieramy kierunek studiów, ale najważniejszy moment przychodzi wtedy, gdy studia się kończą i decydujemy, w którym kierunku potoczy się nasze życie. To wtedy wielu decyduje się na założenie rodziny, podjęcie pracy, wzięcie kredytu. W każdym z tych przypadków rozsądek przesłaniają trzy słowa: Jakoś To Będzie.
A potem okazuje się, że żona się puszcza, firma upada, a waluta idzie w górę.
Nie jest moim celem straszenie, że na pewno coś złego ci się w końcu przytrafi. Ty powinieneś sam to lepiej wiedzieć, ponieważ większość problemów zawodowych i finansowych naprawdę można przewidzieć. Zdrowie i rodzina to inna bajka. Jeśli masz kredyt w tych nieszczęsnych frankach, to musisz przyjąć założenie, że on nie tylko nie będzie tańszy, ale za 5 lat może być dwukrotnie droższy. Jeśli pracujesz dla kogoś, to znaczy, że… pracujesz dla kogoś. Nie dla siebie. Nie na siebie. Tworzysz czyjąś spokojną przyszłość, żyjąc niepewnością jutra. No czyja to wina? Kto ponosi winę za to, że tak bezkrytycznie i naiwnie oddajesz swój los w cudze ręce?
[su_testimonial name=”William Szekspir” company=”’Julek Cezar'”]
Drogi Brutusie, są w życiu tym chwile,
W których przeznaczeń swych panem jest człowiek.
Jeśliśmy zeszli do nędznej sług roli,
To nasza tylko, nie gwiazd naszych wina.