Dubai Marina by night
Najpiękniejszy Dubaj zaczyna się na samym końcu.
Zapomnijcie o tej wieży Khalifa, którą widzieliście dwa dni temu. Może i jest najwyższa i każdy turysta czuje w obowiązku zrobić sobie przy niej fotkę, ale to, co najlepsze w tym mieście niespodziewanie odkryłem jadąc sobie do Dubai Marina. Spodziewałem się zobaczyć zatokę i portowy deptak z setką sklepów i stoisk. Zobaczyłem Manhattan z przyszłości. Część Manhattanu. Skrawek. Cholera, znowu zabrakło czasu! A wszystko przez ten statyw (jeśli czytaliście wczorajszy tekst, to wiecie o co chodzi).
To tylko niewielka część. Nawet to zdjęcie powyżej to widok na jakieś 5% całej mariny. Reszta wygląda podobnie, ale nie zdążyłem zwiedzić. Jutro na pewno tam wrócę już w południe, aby pierwszy raz od trzech lat zapalić sziszę, posiedzieć nad wodą i zachwycać się widokami.
Żałuję, że nie wziąłem tam hotelu. Nigdy nie popełnijcie mojego błędu. Tylko w pobliżu mariny!
Zaczynam rozumieć, dlaczego o Dubaju mówi się, jak o mieście przyszłości. To nie tylko kilka drapaczy chmur postawionych na pustyni. To wizja przyszłości. To miasto wyprzedza epokę o kilka pokoleń i żadna europejska stolica nigdy mu nie dorówna. Nigdy! Nawet za 100 lat. Historia zatacza koło. W starożytności najpiękniejsze budowle wznoszono na Bliskim Wschodzie. Ropa w końcu się wyczerpie, z czego Arabowie doskonale zdają sobie sprawę, ale oni przetrwają, budując miasta, do których my będziemy chcieli uciekać z naszych starych, pięknych, klimatycznych, ale mało komfortowych miast europy. Ja was nie straszę. W takich miejscach chce się mieszkać, zwłaszcza, że w porównaniu z Egiptem i Tunezją, nie czuć tutaj różnic kulturowych.
Gdyby tylko jeszcze potrafili schabowego smażyć, pierogi lepić…