Gdzieś tam już jestem

Kiedy byłem mały i nie mogłem zasnąć, podkładałem poduszkę pod kolana i siadałem przy oknie. 

Mieszkałem na wysokim piętrze, miałem pod sobą połowę Kołobrzegu. Liczyłem samochody, zapalone światła w mieszkaniach, zimą zaś rozświetlone choinki, a w pogodne noce po prostu patrzyłem na księżyc.

Z tego okna liczenie czegokolwiek mogłoby potrwać wieczność, toteż lubię po prostu sobie usiąść i porozmyślać.
Przed chwilą dostałem od wydawnictwa złożoną książkę do ostatniego wglądu przed drukiem. Moją drugą książkę, którą będziecie mogli przeczytać wcześniej niż myślałem, bo już pod koniec października.

Ciekawe, ile jeszcze książek napiszę? Ile wydam w Stanach? Ile jeszcze razy będę tutaj jako bloger, jako autor, jako ktokolwiek?
Lubię przed snem spoglądać na te ulice i szukać na nich siebie z przyszłości. Gdzie będę mieszkał, dokąd chodził, w którym oknie świeci się światło kogoś, kogo pewnego dnia poznam? Tak jak w dzieciństwie marzyłem o tym, by pojechać do Nowego Jorku, tak teraz w ten sam sposób wierzę, że gdzieś tam już jestem. Nie wiem kiedy. Ale jestem. Muszę jeszcze tylko na to poczekać.

Lubię to zdjęcie. Zasługiwało na osobny tekst. Żadnego innego widoku Nowego Jorku nie zapamiętam bardziej od tego.

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...