Gorsi od patostreamerów są tylko ci, którzy chcą im zamykać konta

Już wyjaśniam dlaczego i zacznę z grubej rury, aby coś ci uzmysłowić. Wyobraź sobie, że tworzysz film, filmik, fotografię – cokolwiek tam chcesz, ale regulamin niestety zabrania ci pokazywania seksu, nagości, przemocy, narkotyków, broni, drwin z Boga, perwersji i spożywania alkoholu.
Brzmi znajomo? Czyż nie tego zabrania się właśnie twórcom na Youtube, Instagramie i Facebooku?

Otóż wcale nie wymieniłem właśnie zakazów, które są w regulaminie Youtube, Instagrama, Facebooka. To tylko kilka z kilkudziesięciu zakazów, które obowiązywały w kinematografii po wprowadzeniu tzw. Kodeksu Haysa. Przez 30 lat!
Kodeks ten, cytując pierwszy zapis regulaminu zakładał, że żadne dzieło filmowe nie może

obniżać moralnych standardów

tych, którzy je oglądają. Całe Hollywood musiało się do tego kodeksu zastosować, a było w nim o wiele więcej zakazów: nie można było pokazywać namiętności, pocałunków, narodzin dziecka, mieszania ras, a dobro zawsze musiało zwyciężać ze złem.

Czy wiesz, ile najwyżej ocenianych filmów z pierwszej dziesiątki serwisu IMDB powstałoby, gdyby ten kodeks wciąż obowiązywał?
Są tam takie dzieła jak „Skazani na Shawshank”, „Ojciec Chrzestny”, „Mroczny rycerz”, „Podziemny krąg”, itd… Praktycznie żaden. Wyobraź sobie kinematografię z kodeksem Haysa. Koszmarna wizja świata bez takich dzieł jak „Smoleńsk”, „Botoks”. Świat bez Pornhuba.

A potem znajdź różnice między tobą a tymi, którzy ten kodeks wprowadzali i honorowali.

Chcesz, żeby blokowano konta kontrowersyjnym twórcom na Youtube, bo pokazują przemoc, prochy, seks i inne świństwa? Nie ma między tobą a Amerykanami z lat 30. żadnej różnicy, bo oni wychodzili z dokładnie takiego samego założenia: oczyścić kino z moralnej pustki, zakazać patologii, chronić dzieci i przyszłe pokolenia.
Poza tym wówczas uważano, że kino nie jest sztuką, dlatego nie może obowiązywać w nim wolność twórcza. Youtube też nie jest sztuką, prawda?
Czy mieli rację?

Historia powtórzyła się na początku lat 90. kiedy twórcy gier pokazali krew. Pierwsze mordobicia pokroju Street Fighter, Mortal Kombat spotkały się z ogromną krytyką mediów i polityków, a dyskusje o zakazie sprzedawania ich toczyły się w amerykańskim senacie. Wszystko, by chronić ciebie i dzieci przez moralną degradacją.

Czy mieli rację?

W przypadku współczesnych kontrowersyjnych twórców, patostreamerów i autorów łamiących regulaminy serwisów społecznościowych dostrzegam problem wyolbrzymiania grzechów pojedynczych osób i wrzucania wszystkich pozostałych do jednego worka.

Może wyjaśnię, bo nie wszyscy znają to nowe określenie. Patostreamer to ktoś, kto na żywo (ale dotyczy to także „normalnych” twórców) wrzuca nieprzyzwoite, wulgarne, czasami łamiące prawo treści. Taka internetowa patologia, najgorszy sort polaków. W opinii większości, rzecz jasna, bo osobiście nie znam żadnego patostreamera i nie zamierzam nikogo z imienia i nazwiska krytykować.

Jest dla mnie oczywistym, że jeśli ktoś popełnia przestępstwo np. poprzez naruszanie czyjejś nietykalności cielesnej, nie może być rozgrzeszany z tego, bo jest twórcą. Może i jest twórcą, ale staje się również przestępcą. Tak jak na filmach nie bije i nie zabija się naprawdę i gdyby Rambo naprawdę kogoś zastrzelił, to Stallone od 30 lat siedziałby w więzieniu.

Tyle że od karania takich osób nie jest publiczność, a odpowiednie służby, a teraz mamy do czynienia z samosądami. Doprowadziliśmy do tego, że policję zastępują nam moderatorzy portali internetowych, Youtube i Facebooka. To jest popieprzone i do niczego dobrego nie doprowadzi, bo patologii samej w sobie zlikwidować się nie da. W realnym świecie zawsze jakiś margines tworzą złodzieje, mordercy, rudzi czy fałszerze. Musimy się z tym pogodzić, a także z tym, że margines się uczy i stosuje coraz lepsze techniki. Patostreamerzy są jeszcze za mało wyedukowani, aby „zejść do podziemia”, ale w końcu się nauczą, że mogą jednocześnie mieć oficjalny kanał na Youtube działający na granicy prawa i drugi nieoficjalny – na własnych serwerach z dostępem przez model subskrypcyjny. I dopiero wtedy będzie problem walki z zakazanymi treściami.

Nie jestem przeciwny walce z patologią w internecie, ale jestem przeciwny graniu ciągle nutą dobra dzieci, którym rzekomo twórcy robią kisiel z mózgu.

Przemoc, seks i narkotyki

w filmach, grach i książkach jakoś nie zniszczyły cywilizacji i nie wierzę, że zrobi to Youtube. Każdy z nas za dzieciaka przechodził okres fascynacji głupotami, ale z tego się wyrasta. Ma się też rodziców, nauczycieli i znajomych, którzy stawiają do pionu.
Ci najwięksi krytycy kontrowersyjnych twórców są zbyt ślepi, aby dostrzec, że najwięcej zła jest poza Youtube’m. W codziennych dyskusjach. Na portalach i serwisach społecznościowych. Codziennie się kogoś niszczy, wyśmiewa, obraża. Jak widzę rodzica, który jednego dnia obraża patostreamerów i życzy im wszystkiego co najgorsze, a drugiego sam kogoś (polityka, celebrytę) linczuje, wyśmiewa i obraża, to zastanawiam się, czy komuś takiemu coś się nie popierdoliło i jaki daje wzór swojemu dziecku?
Poza tym nastolatki naprawdę nie są tak bezmyślne jak sądzą starsi. Część z nich ulega złym wpływom, ale większość spokojnie sobie z tym radzi i trzyma dystans lub w ogóle olewa patologie. To jak z papierosami i alkoholem. Zakaz sprzedaży niepełnoletnim nie sprawił, że wszyscy przestali palić i pić. To co teraz? Mamy wysadzić w kosmos wszystkie monopolowe, bo Brajanek znowu siądzie za kółkiem po pijaku?

 

Ja też piłem, gdy byłem nastolatkiem. Oto dowód.

Najnowsza zbiorowa moda wśród amerykańskich dzieci internetu. #metoo już się znudziło i teraz jest #meat14 – pokazywanie fotek siebie jak się miało 14 lat. To odpowiedź na to, że jakiegoś senatora podejrzewa się o to, że 30 lat temu, gdy miał ponad 30 lat próbował podrywać 14-latkę. Ktoś sobie o tym przypomniał na parę tygodni przed wyborami do senatu. Czysty przypadek. No i Amerykanie muszą teraz wrzucać swoje fotki, aby udowodnić (całemu światu), że jak się miało 14 lat to się jeszcze było dzieckiem. Bo podobno nikt tego nie wie. W Polsce ta akcja się nie przyjmie i jest o niej cicho, ale i tak w pełni popieram tę akcję. Sercem, ciałem, fotką. Z dziurą w kroczu (do dziś sobie takie robię, bo nie lubię rozporków). Oto ja w wieku 14 lat. Niewinny chłopczyk. Zupełnie taki jak dziś.

Post udostępniony przez JasonHunt Club (@jasonhunt.club)

Jestem przeciwny uleganiu terrorowi mniejszości i wrzucaniu wszystkich do jednego worka,

bo to doprowadzi do tego, że nie tylko patologicznym autorom będzie mniej wolno, ale nam wszystkim. Pochwała dla rozszerzania zakazów w regulaminach serwisów jest podcinaniem gałęzi, na której siedzi każdy autor. Za czasów kodeksu Haysa nie mogłeś w filmie powiedzieć „fuck”.

A jak jest dziś na instagramie?

Czego jeszcze ci nie wolno?

Też nie możesz otagować posta #fuck, bo dostaniesz shadowbana od serwisu. A czasami ten #fuck jest potrzebny, bo wzmacnia odpowiednio przekaz. Jako ciekawostkę dodam, że blokadę konta lub shadowbana (na konto lub dane zdjęcie) możesz dostać za używanie takich tagów jak:
#like #shower #skype #pornfood #snap #kissing #asia #brain #bikinibody #balls #gays #single #teens #woman #date #models  #snapchat #women #workflow #desk #xxx #wtf #popular #sexybody #instahot

Mam nadzieję, że wiedzieliście o tym. To zresztą krótka lista, bo zakazanych tagów są setki.
Shadowban to coś w rodzaju cichego wpierdolu. Twoje konto nie jest zablokowane, ale Twoje tagi nie są widoczne na zewnątrz. Nikt do ciebie przez nie nie wejdzie. Komu przeszkadzał tag #sexybody? No nikomu, ale patologiczni twórcy zapewne go nadużywali do pokazywania zabronionej nagości. Kodeks Haysa wiecznie żywy!

Jeśli będziemy pochwalać blokowanie kont kontrowersyjnych twórców i kibicować nakładaniu kolejnych regulaminowych kagańców, to grzechy patologicznej mniejszości będą odbijać się na twórczości większości. I to jest kolejny powód, dla którego nie cieszę się z zamykania kont kontrowersyjnym autorom. Regulaminy w serwisach społecznościowych tworzą największy brak wolności wypowiedzi w historii naszej cywilizacji. Z każdym kolejnym rokiem coraz mniej możemy pisać. Jak można tego nie dostrzegać?
Jeśli ktoś świadomie popełnia przestępstwo, to dyskusji nie ma i zgody na takie zachowania również nie ma, ale jeśli ktoś chce sobie na żywo robić kupę, poprzeklinać, napić wódki, włożyć widelec do oka albo pokazać cycki, to dlaczego mam być temu przeciwny? Nie mój target, nie moje cycki.

 

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...