Jak dzisiejsza norma staje się jutrzejszym absurdem.
Gdy na ciebie spojrzę, będę widział twój życiorys, a jeśli będzie on odczytywany po chińsku, przed oczyma będę miał jednocześnie tłumaczenie na angielski. Gdy wyjdę na zewnątrz, będę niemalże wszechwiedzący. Będę mógł nawet określić, co znajduje się za danym obiektem, gdyż „wbudowany” rentgen w oczach pozwoli mi prześwietlać obiekty, a po drugiej stronie będzie znajdować się aparat, kamera. (…) po śmierci pozostanie po nas właśnie kopia (mózgu), co w pewnym dziwnym sensie oznacza pewną formę nieśmiertelności.
10 lat temu….
Pociąg PKP relacji… hm… właściwie to pociąg k a ż d e j relacji, czy to podmiejski czy dalekobieżny był mieszaniną brudu, hałasu, smrodu z kibla i papierosów. Mimo że zawsze były przedziały dla palących, to jak człek siedział sam, to se sam mógł zapalić. Ale to też nie zawsze, bo jak siedział ktoś ze mną, to miał mnie w czterech literach i też palił.
– Pan tylko okno uchyli, bo jak wsiądzie baba z dzieckiem to wrzask będzie. – rzekł konduktor do pasażera.
– A niech spierdala. – odpowiedział kulturalnie Pan Dziad.
Autentyczna rozmowa, którą pamiętam do dziś, bo jako zbuntowany cwaniak, miałem ochotę zapytać, czy ja tu się już nie liczę i dlaczego kobieta z dzieckiem jest ważniejsza ode mnie? Bo ten dziad, co siedział w jednym wagonie obok mnie, jarał faje i w dupie miał, co ja o tym myślę. Przyznaję, nie przeszkadzało mi to, bo w tamtych czasach zapach fajek w pociągu był tym samym, czym kac po libacji. Normą, panie, normą.
Teraz.
– Proszę pana, ostrzegałem, gdy zapalił pan raz. Kurwa mać, tu są kobiety z dziećmi, pasażerowi, pociąg pełny! Pan mnie nie posłuchał i na następnej stacji odbierze pana policja. To jest karygodne!
Tak zareagował stanowczy konduktor, gdy jeden z podpitych gówniarzy dosłownie na moment zapalił papieroska w jednym z nowoczesnych pociągów, jakimi miałem nieprzyjemność podróżować. Gówniarz dosłownie raz się zaciągnął, a zapach fajki rozniósł się po całym pociągu i trzymał aż do końca mojej podróży (no jakieś pół godziny). A nie, przepraszam, dwa razy się zaciągnął, bo raz dostał ostrzeżenie, ale się nie bał i zaryzykował ponownie.
Pomyślałem sobie, jak to fajnie jest teraz i jak myśmy mogli żyć kiedyś w tym smrodzie, bo przecież palenie było dozwolone niemalże wszędzie. Nawet w telewizji w trakcie audycji na żywo.
Powyższe dwa akapity napisałem w trakcie dwóch przejażdżek pociągiem, a ten dopisuję w trakcie trzeciej, bo już znalazłem kilka elementów, które mi spoją tekst. Wszedłem do jeszcze nowocześniejszego pociągu, który ponoć w naszym kraju osiąga zawrotne prędkości, ale widocznie ja miałem pecha i trafiłem na godziny szczytu, bo wlókł się niczym stare dobre „osobówki”. Ale to nieważne, ja nie o tym miałem.
Wchodzę do bezprzedziałowego, ludzi sporo. Połowa wpatrzona w telefon. Druga połowa wpatrzona w okno. Kiedyś społeczeństwo w pociągach dzieliło się na tych, co czytają gazety i tych, co się nudzą i zawracają innym dupę. Teraz jest spokój. Każdy zajęty sobą, a raczej swoim telefonem. I bardzo dobrze. Idąc na swoje miejsce kątem oka dostrzegłem pana, grającego w pokera online. Chyba sieć mu padała, bo zakreślał ipadem ósemki na wysokości twarzy. Serio? Można złapać lepszy zasięg podnosząc tablet pół metra wyżej? Poker w naszym kraju jest średnio dozwolony, a właściwie to zabroniony, bo ćwierćinteligenci z teką ministrów traktują go jako hazard.
Już siadając dostrzegłem dwie laski przytulone do siebie. No znak naszych czasów. A tego przecież kiedyś nie było.
Jutro.
Tego wszystkiego już niedługo nie będzie. Tak, jak dziś coraz trudniej jest pojąć, że można było palić papierosy i w pociągach i w samolotach, tak za kilka lat będziemy się dziwić, że był taki czas, kiedy wychodząc na ulicę, mogłeś częściej spotkać człowieka wpatrzonego w telefon niż rozmawiającego z kimś. Pary jednej płci nauczyliśmy się tolerować, ale wciąż je zauważamy. Nawet taka bzdura jak gra w pokera zapewne za jakiś czas zostanie zalegalizowana i dziwić się będziemy, że kiedyś z kumplem na kasę pograć nie mogłeś. Rozejrzałem się przed chwilą, aby upewnić się w czymś. No tak! Zauważyłem lesbijki (jak mniemam), a nie dostrzegłem starszego małżeństwa, które na końcu przedziału cichutko rozmawiało. Tego też nie będzie. Miłość na całe życie staje się domeną starców i dziwaków.
Otworzyłem lapka. Sprawdzam newsy. Jakiś kolo złapany na posiadaniu marihuany. Za kilka lat nikt nie uwierzy, że był czas, kiedy za to można było mieć kłopoty i jakkolwiek wciąż jestem przeciwny legalizacjom narkotyków, tak optymistyczne doświadczenia z amerykańskich stanów powoli przekonują mnie, że być może tkwię w błędnym myśleniu. Sam nie zażywam, ale jeśli to nie szkodzi tak bardzo, jak się dotychczas wydawało, to dlaczego miałbym zabraniać tego innym?
Dalej – afera, bo Google komuś linków nie chciało usunąć. Za kilka lat nikt nie uwierzy, że mogliśmy dawać przyzwolenie na nie(!)posiadanie prawa do zapomnienia. To powinno być prawem każdego człowieka, bo niby dlaczego jakaś prywatna firma ma prawo bez naszej zgody udostępniać o nas dane?
– Dla pana co podać? – zapytał Pan Zwózkiem (nie wiem jak się tych panów określa)
– Kawę. Poproszę, tej.
Dostałem rozpuszczalny szajs i byłbym hipokrytą, gdybym choć słowem narzekał na zawartość sztucznych składników w tej jednorazówce, bo wyznaję zasadę, że trzeba jeść i zdrowo i niezdrowo, ale pomyślałem sobie, że za kilka lat nie będziemy rozumieli, jak dawniej godziliśmy się na jedzenie wyłącznie tłustych i niezdrowych rzeczy i nikt specjalnie nie zawracał sobie głowy, czy to jajko na śniadanie pochodziło od szczęśliwej kury? (słownik: kura szczęśliwa – kura, której wmówiono, że 5 cm² więcej w klatce naprawdę robi różnicę). W Stanach co drugi produkt ma napis GMO free, nawet zatyczki do uszu, bo wyedukowani klienci niczego innego nie kupią.
Siedząc w tym dopieszczonym nowoczesnym, niezbyt szybkim i o klasę mniej wygodnym od „przedziałowców” pociągu rozmyślałem sobie, że z roku na rok żyje nam się zdrowiej, czyściej, normalniej. Nawet przeklęta polityczna poprawność, której nienawidzę, ma swoje zalety, bo u jej podstaw leży prawo każdego człowieka do równego traktowania. Prawo do życia tak, aby nikt nam w tym życiu nie przeszkadzał. A zwłaszcza ten dziad w pociągu, który dawniej jarał fajkę za fajką. Nawet jeśli teraz wpierniczam fast-foody, to jestem świadom, że nie jest to najzdrowsze jedzenie i powinienem brać przykład z mojej piesi, która jest zadeklarowaną wegetarianką. Zresztą sami dobrze wiecie, wytwory jakiego warzywa przyswaja. Piesia będzie bohaterką jutrzejszego tekstu, bo dostała prezent od Coca-Coli. Kto widział fotkę na Insta przedwczoraj, ten pewnie jutro i tak wejdzie z ciekawości.
Kończąc, wrócę do początku tekstu, w którym straszyłem o nieśmiertelności, rentgenach w oczach i takich tam. To cytat z Michio Kaku, człowieka, z którym Natalia Hatalska robiła kiedyś wywiad w ramach doskonałej, inspirującej publikacji Futuremakres.Today. Rzecz jest darmowa, pobierzcie i poczytajcie o przyszłości. Już parę miesięcy temu miałem wam o tym wspomnieć.
Utkwiła mi w głowie rozmowa z nim. Przewidywał, jaka przyszłość nas czeka za 10 lat, może trochę więcej. I chyba on ma racje. Nawet dziś motyw widzenia, co jest za danym budynkiem, w dobie google maps, nie wydaje się specjalnie zaskakujący. Dzięki Facebookowi historia życia każdego z nas jest otwartą księgą. Piszesz u mnie komentarz, a ja za chwilę mogę wiedzieć, czy też lubisz słuchać Britney Spears. Jakoś niespecjalnie przeraża mnie, że będziemy wielkim chodzącym internetem, studnią wiedzy bez dna, bo jest całkiem spora szansa, że dzięki rozwojowi urządzeń, pozbędziemy się telefonów, tabletów i innych urządzeń, które dziś zastępują nam drugiego człowieka. Jeśli będziemy telefonami i będę mógł pogadać z tobą chwilę po tym, jak myślami do ciebie zadzwonię, to w porządku. Przypomnę sobie, jak to jest iść chodnikiem i patrzeć przed siebie.
Ten tekst nie miał wyglądać tak, jak wygląda, ale przekornie postanowiłem pobawić się formą. W moich zapiskach jego tytuł brzmiał „10 współczesnych norm, które za 10 lat wydadzą nam się absurdalne”. Punktem wyjściowym było palenie w pociągach, które wciąż jeszcze gdzieniegdzie jest normą, ale za 10 lat będzie tak samo niepojęte, jak dziś ćmik w samolocie. A potem dopisywałem sobie kolejne punkty, układał mi się fajny „top ten”, który zostałby przeczytany jednym tchem, zebrał sporo lajów i „true bro”, „racja” w komentarzach. Kiedy siadłem do pisania, zdecydowałem się napisać w starym nudnym stylu. Też przeczytacie. Nie tak masowo, ale to nic. Napisałem tak, abym mógł za kilka lat pokazać, że kiedyś na blogach powstawały dłuższe formy, choć pewnie od dziennikarzy starej daty dostałbym w czajnik za nazywanie tego tekstu dłuższą formą.