Nocą na planie ,,Blue Bloods”
Polecieć do Hollywood, zagrać w amerykańskim filmie, zgarnąć Oskara – myślę, że więcej jak połowa z was o tym kiedyś marzyła. Hollywood widziałem trzy lata temu i miałem ochotę stamtąd uciec. Plan filmowy widziałem parokrotnie w ostatnich tygodniach. I też niezbyt dobrze wspominam. Z tego wszystkiego Oskar wydaje się wciąż najbardziej ciekawym planem do osiągnięcia.
Nuda. Tak w skrócie można określić pracę aktora na planie filmowym. Kilka dni temu widzieliście, jak wygląda kręcenie w Central Park serialu „Michael J. Fox Show”, a poniżej kilka fotek z „Blue bloods”, w Polsce znanym jako „Zaprzysiężeni”, choć dałbym głowę uciąć, że podobnie jak ja – większość z was nigdy o tym serialu nie słyszała.
Grają w nim Donnie Wahlberg, Tom Selleck i kilkoro drugoligowych aktorów.
Scena w samochodzie. Trwa jakieś pół minuty. Donnie rozmawia z partnerem, patrzy przez lornetkę.
Nakręcenie tego krótkiego momentu to jakieś 2 godziny przygotowań planu, 2 godziny pracy na planie. Przez większość czasu obaj aktorzy siedzieli w samochodzie i czekali na „aaaaction!”
Nuda! Nie tak sobie wyobrażałem kręcenie filmów, jak byłem mały…
Donnie sprzedaje mi uśmiech.
Chyba myślał, że jestem z ekipy filmowej, bo na planie zabronione jest nagrywanie czegokolwiek, zresztą sekundę po tym jak wyszedł z auta, podszedł do mnie reżyser i poprosił, bym schował aparat. Zapytał, czy mam pozwolenie na przebywanie na planie.
– Tak, pozwolono mi tu być – odpowiedziałem wzruszając ramionami.
– W porządku.
Na filmie minuta z kręcenia z sceny.
W sumie to zawsze o tym wiedziałem, ale i tak zaskoczyło mnie, że w każdym filmie ludzie w tzw. background nigdy nie są przypadkowi. Nawet na najdalszym planie – wszystko jest ustawione. Każdy przechodzień, każdy przejeżdżający samochód, czy to taksówka, czy policyjny czy nawet rowerzysta – nie ma żadnego przypadku. W sumie to byłem tam jedyną osobą, która nie ma związku z filmem.
Rozczarowany ślimaczym tempem kręcenia filmu, ulotniłem się w poszukiwaniu miejsca na dobrą kolację, o której opowiem w jednym z ostatnich tekstów z NYC.