Popołudnie w Krakowie i na najlepszym steku w Polsce

Najczęściej odwiedzane przeze mnie miasto w Polsce i z każdą kolejną wizytą podoba mi się coraz bardziej. Tym razem na krótko, bo tylko parę spotkań, jedna noc, ale czasu nie zmarnowałem.

Nie o tym miałem dziś pisać, bo w podróży udało mi się stworzyć całkiem fajny antyporadnik dla początkujących biegaczy, ale z braku czasu nie udało mi się kupić fotek i muszę ten tekst przełożyć na jutro lub pojutrze. Dlatego poniższy temat jest zastępczy. Czyli Kraków.

The Kraków.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Jason Hunt (@ds.jasonhunt.pl)

Jedno z tych zdjęć, które bloger długo pamięta. Wcale nie dlatego, że jest świetne. Otóż wysłało mi się przypadkowo. Zrobiłem roboczy podpis „The Kraków” i przez kilka minut myślałem, jaki dać „właściwy” podpis. Niestety przypadkowo nacisnęło mi się ‚wyślij”, fotka poszła na Instagrama i Facebooka i już było za późno, by coś zmienić. Wkurzony, że pierwsza fotka z Krakowa to coś na szybko strzelone z okna w hotelu i bez fajnego podpisu, zapomniałem o niej.
Wchodzę na FB parę godzin później, a tam pod nią 800 lajków. Rekord ostatnich tygodni.
Niezbadane są gusta czytelników.

Szybka wizyta na Kazimierzu i widzę, że wszystko po staremu:

2014-05-27-18.19.34

2014-05-27-19.55.46

Jeśli w budżecie miasta zostały jakieś pieniądze na niedoszłą organizację igrzysk, stanowczo sugeruję przeznaczyć je na publiczne toalety. Ten pan powyżej… tak…on robił to na chodniku. W ogóle nie zawstydzała go obecność przechodniów.

Na profilu prywatnym zapytałem o miejsce na obiad. Miałem go zjeść w towarzystwie znajomej blogerki, której przy okazji udzielałem porad blogowania (udając, że cokolwiek się na tym znam).

Wybraliśmy Pimiento Argentino Grill.

2014-05-27-18.36.54

2014-05-27-18.36.49

Zaraz jak tylko weszliśmy, koleżanka zwróciła mi uwagę, że jedna z kelnerek dziwnie zareagowała na mój widok. Domyśliłem się, że czytelniczka i pomodliłem, aby nie któraś zbanowana, bo inaczej strach będzie jeść. Na szczęście okazała się bardzo miłą dziewczyną, nawet znalazła chwilę na rozmowę, doradziła, gdzie można kupić pyszne ciacha i zaliczyła tylko jedną wtopę – nazwała mnie „panem”. Panem to ja jestem tylko w łóżku. Wszędzie indziej wyłącznie po imieniu, bo krzyczę, gryzę i biję.

Starter – szparagi. Pyszne. Kruche, żadnych włókien, no po prostu idealne.

Starter – szparagi. Pyszne. Kruche, żadnych włókien, no po prostu idealne.

Jeszcze jeden starter – argentyńskie pierogi z mięsem. Smażone prawdopodobnie na głębokim tłuszczu, co zwykle w restauracjach kończy się olejem rozlanym po całym talerzu, wsiąkniętym w farsz. Tutaj – idealne.

Jeszcze jeden starter – argentyńskie pierogi z mięsem. Smażone prawdopodobnie na głębokim tłuszczu, co zwykle w restauracjach kończy się olejem rozlanym po całym talerzu, wsiąkniętym w farsz. Tutaj – idealne.

Koleżanka blogerka wzięła jagnięcinę z kozim serem, szpinakiem i ziemniakami. Stwierdziła, że lepszej nie jadła. Mięso mięciutkie, idealne pasowało do sosu – lekko gorzkawego, ale świetnie podbijającego smak.

Koleżanka blogerka wzięła jagnięcinę z kozim serem, szpinakiem i ziemniakami. Stwierdziła, że lepszej nie jadła. Mięso mięciutkie, idealne pasowało do sosu – lekko gorzkawego, ale świetnie podbijającego smak.

A mój stek to dzieło sztuki. Nie przypominam sobie, abym w Polsce jadł lepszego steka. No tak, siekany u znajomych w Kołobrzegu (Grill Wichłacz – pisałem o nich latem) jest równie znakomity, ale jeśli chodzi o steki z argentyńskiej wołowiny, to ta krakowska restauracja bije na głowę większość lokali, w jakich jadłem dotychczas steki. A jadałem w kilkunastu krajach. Ponoć sprowadzają je pakowane próżniowo z Berlina co parę dni, aby zawsze były świeże. Wierzę im, bo nawet jeśli tak nie robią, to cokolwiek dziś dostałem, było maestrią smaku. Idźcie tam, powiedzcie, że chcecie to, co Kominek, a zaręczam, że się nie zawiedziecie. Ja z pewnością tam wrócę.

A mój stek to dzieło sztuki. Nie przypominam sobie, abym w Polsce jadł lepszego steka. No tak, siekany u znajomych w Kołobrzegu (Grill Wichłacz – pisałem o nich latem) jest równie znakomity, ale jeśli chodzi o steki z argentyńskiej wołowiny, to ta krakowska restauracja bije na głowę większość lokali, w jakich jadłem dotychczas steki. A jadałem w kilkunastu krajach. Ponoć sprowadzają je pakowane próżniowo z Berlina co parę dni, aby zawsze były świeże. Wierzę im, bo nawet jeśli tak nie robią, to cokolwiek dziś dostałem, było maestrią smaku. Idźcie tam, powiedzcie, że chcecie to, co Kominek, a zaręczam, że się nie zawiedziecie. Ja z pewnością tam wrócę.

Dla porównania – stek z Jeffs, zamówiony przed tygodniem. Zbiegiem okoliczności też blogowe spotkanie. W smaku najgorszy nie był, ale zamiast steku miałem jedną wielką żyłę. Nikt nie lubi żył w mięsach. Z całego obiadu najlepszy był ziemniak z serem.

Dla porównania – stek z Jeffs, zamówiony przed tygodniem. Zbiegiem okoliczności też blogowe spotkanie. W smaku najgorszy nie był, ale zamiast steku miałem jedną wielką żyłę. Nikt nie lubi żył w mięsach. Z całego obiadu najlepszy był ziemniak z serem.

I jeszcze jeden sprzed tygodnia. Zbrodnia w biały dzień – stek urugwajski w Sphinx. Restauracja ta nie cieszy się dobrą opinią, ale mam do niej sentyment i raz na dwa miesiące lubię tam zjeść. Szparagi miękkawe, i ciągnące się jakby gotowały się w pralce, a stek w przypominał w smaku polędwicę z supermarketu. Nie było to złe. Było godne fast-fooda. Szkoda.

I jeszcze jeden sprzed tygodnia. Zbrodnia w biały dzień – stek urugwajski w Sphinx. Restauracja ta nie cieszy się dobrą opinią, ale mam do niej sentyment i raz na dwa miesiące lubię tam zjeść. Szparagi miękkawe, i ciągnące się jakby gotowały się w pralce, a stek w przypominał w smaku polędwicę z supermarketu. Nie było to złe. Było godne fast-fooda. Szkoda.

Tort czekoladowy na deser. Przepięknie podany, w smaku bez większych zastrzeżeń. Był bardzo dobry. Tak po prostu.

Tort czekoladowy na deser. Przepięknie podany, w smaku bez większych zastrzeżeń. Był bardzo dobry. Tak po prostu.

Sumując – złapali tylko jednego minusa. Zapytali czy mi smakuje, a jak powszechnie wiadomo, nie lubię tego. Dodatkowy plus za możliwość doliczenia napiwku do rachunku. Bardzo często mam przy sobie tylko kartę, a nie we wszystkich lokalach jest taka możliwość.

Sumując – złapali tylko jednego minusa. Zapytali czy mi smakuje, a jak powszechnie wiadomo, nie lubię tego. Dodatkowy plus za możliwość doliczenia napiwku do rachunku. Bardzo często mam przy sobie tylko kartę, a nie we wszystkich lokalach jest taka możliwość.

Postanowiłem, że nauczę się robić steki. To obowiązek prawdziwego mężczyzny. Efekty zaprezentuję za kilka tygodni.

recenzja stejk

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...