Rzuć szkołę, pracę, rodzinę. Zostań blogerem i zarabiaj miliony. 

Lubicie zaglądać do cudzych kieszeni i skręca was z żalu, kiedy widzicie w nich więcej pieniędzy niż zarobiliście (lub dostaliście od rodziców) przez całe swoje życie.


Blogerom do kieszeni zagląda się od mniej więcej 5 lat. O ile kiedyś prosty lud dziwił się i wściekał, że bloger w ogóle ma czelność zarabiać, tak tera największy hejt i drwiny lecą w kierunku osób zarabiających dużo. Jest to poniekąd zrozumiałe, że przeciętny użytkownik internetu nie jest w stanie pojąć, że są firmy, które płacą dziesiątki tysięcy złotych za współpracę z blogerami, bo dla przeciętnego użytkownika nawet kilka tysięcy tworzy kwotę większą od marzeń.

Od wczoraj toczą się jakże produktywne dyskusje o zarobkach szafiarek, bo oto kolejny raz ktoś, kto nie potrafi zarabiać dobrych pieniędzy, postanowił pośmiać się z tych, które tę sztukę posiadły. Jak to możliwe, że blogerka modowa zgarnia po 10 tysięcy za promocję produktu? Za co to? Kto im to daje!

Zawsze wtedy pojawiają się komentarze:

– a moja matka po 20 latach pracy ma 2 tysiące na rękę…
– po co ja studiuję, mogłam zostać szafiarką
– jutro rzucam pracę i zostaję blogerem heuehue
– nic tylko zakładać bloga i trzepać hajs!!!

 

Otóż to. Nic tylko zakładać bloga. Sedno w tym, że wszyscy ci prześmiewcy, krytycy i hejterzy są za mało utalentowani, aby dorównać choćby najgorszej z czołowych blogerek. Ba, oni są zbyt głupi, aby zrozumieć, jak bardzo ośmieszają się takimi komentarzami, bowiem naśmiewają się z osób, które znalazły świetny sposób na piękne życie, a sami spędzą swój żywot na nędznej pensyjce w firmie, która do nich nie należy i z której mogą zostać w każdej chwili zwolnieni. I to w najlepszym wypadku, bo w najgorszym ci sami komentatorzy będą prędzej czy później pisać swoje komentarze znad zmywaka w Anglii.


Najczęściej hejt na blogerów uskuteczniają mediaworkerzy na portalach. To w sumie zabawne, bo mediaworker to niższa forma blogera. W końcu robi to samo, tylko za marne pieniądze i pod cudzym szyldem. Ciśnie mi się na usta, że bycie w tych czasach mediaworkerem (zamiast blogerem) to szczyt frajerstwa, ale byłoby to chyba zbyt krzywdzące określenie. To po prostu szczyt ich możliwości.


Tak, powinieneś rzucić pracę i zostać blogerem.

Tak, powinieneś trzepać hajs. Tak, powinieneś podnieść pieniądze, które leżą na ulicy, a w dobie rozwoju blogów i social mediów, są to pieniądze, które leżą stosami. Zamiast tego jesteś idiotą krytykującym blogerki, idiotą, którego życiowym osiągnięciem będzie wyjście spod garnuszka rodziców i zaczepienie się do dobrze płatnej pracy. I spędzisz swoje życie, pracując dla kogoś, bo tak zostałeś wychowany. Jako człowiek przeciętny. Możesz śmiać się z blogerek, które biorą dyszkę za selfie, ale pomyśl tylko jak bardzo one mogłyby śmiać się z ciebie, widząc, że ty na tę dyszkę musisz zapieprzać w hucie przez kilka miesięcy. Naprawdę myślisz, że wygrałeś życie?
Te blogerki powinny być dla ciebie inspiracją. Symbolem życia, jakie każdemu z nas kiedyś tam się marzyło. Robić co się chce. Pracować kiedy się chce. Być tym, kim sobie wymarzysz. Nie mieć szefa, nie mieć zobowiązań, nie myśleć czy za rok będziesz miał na życie. Nasi rodzice nie mieli takich możliwości. Ty masz. Dlaczego nie korzystasz?

Sądzisz, że blogerzy są przepłacani? Nie, nie są. To po prostu ty wybrałeś życie, w którym 10 tysięcy jest ogromną ilością pieniędzy. To nie wina blogerek, tylko twoich ambicji. A także twojej niewiedzy, bo gdybyś tylko kiwnął palcem i sprawdził cenniki reklamowe tygodników i miesięczników, szybko spostrzegłbyś, że ich ceny za jedną reklamę sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych. A większość czołowych blogerów ma więcej czytelników. Jako ciekawostkę podam, że taki  „Wprost” ma 60 tysięcy czytelników. Z kolei mój tekst o jakimś artykule we „Wprost” miał 85 tysięcy odsłon. Na tym blogu, a ma on dopiero 3 miesiące, mam 150 tysięcy unikalnych miesięcznie i cały czas rośnie. W maju przekroczę 200 tysięcy. 99 proc. wydawnictw może tylko pomarzyć o takich statystykach. A stawki za reklamę mają wielokrotnie wyższe, bo nie wszystkie agencje już potrafią przekonać klientów o korzyściach współpracy z blogerami.
Nie, blogerzy nie zarabiają za dużo. W porównaniu z prasą wciąż jesteśmy tanią siłą roboczą, ale w przeciwieństwie do prasy – my się rozwijamy. Oni myślą tylko jak przetrwać. Dla nas każdy reklamodawca jest wyjątkowy. Dla prasy wszyscy są tacy sami. My (ja) reklamujemy tylko najlepsze produkty. Prasa łyka wszystko.

Nie rzucisz studiów, rodziny, pracy czy co tam masz, bo nie masz niczego, czym mógłbyś innym zaimponować. A nawet jeśli w przypływie parcia na kasę założysz bloga, to nie zrobisz na nim nawet 10 tysięcy czytelników. Bo nie masz tego czegoś, co mają blogerzy, których czytają i oglądają tysiące czytelników. Wydaje ci się, że nasza praca to napisanie na kolanie jakiegoś tekstu i wrzucenie na Insta zdjęcia z pieskiem. To każdy potrafi. Wyższa szkoła jazdy zaczyna się, kiedy musisz budować swoją markę. Wtedy zdjęcia z pieskami są tylko jednym z dziesiątków elementów, o które musisz dbać każdego dnia. Najlepiej zarabiający blogerzy, nawet ci, którzy wydają się tylko wrzucać durne fotki, są dobrze opłacani, bo umiejętnie pokierowali rozwojem swojej marki.

Nie wiesz o tym i nie pojmujesz tego, bo szkoła i życie nauczyło cię żyć pod dyktando innych i wykonywać polecenia. Nauczono cię, że praca musi być ciężka a zarobki niewielkie. Za kilka lat wciąż będziesz tkwił w tym przekonaniu, a blogerzy będą zarabiać jeszcze więcej. Gdybyś miał trochę oleju w głowie, zadałbyś sobie jedno proste pytanie: gdzie popełniłem błąd? 

 

PS Nawet nie próbuj do mnie pisać pytań, co zrobić, aby zarabiać na blogu.  Trzy cholerne książki o tym napisałem!

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...