Spotkanie z Billym Crystalem
Zwyczajny dzień w księgarni. Stoję w kolejce po kawę. Przede mną stoi jedna dziewczyna. Nagle wpycha się przed nas Billy Crystal, pytając, czy może kupić przed nami, bo bardzo mu się spieszy na spotkanie. Wzruszam ramionami, kiwam głową na zgodę, odruchowo spoglądam na zegarek, bo i mnie się spieszy. Na spotkanie z Billym Crystalem.
Zmieszana sprzedawczyni robi wielkie oczy, przyjmuje zamówienie, kątem oka spogląda na osobę towarzyszącą Crystalowi. Chyba ktoś z szefostwa księgarni. Jego spojrzenie wystarczy, aby nie skasowała aktora na 3 dolary.
Billy chyba aż tak się nie spieszył, bo na górze pojawił się dopiero 20 minut później, ale można mu to wybaczyć.
Zaraz po wejściu na piętro zobaczyłem kolejkę i zrezygnowany podszedłem do obsługi zapytać się, czemu te gamonie nie siadają na krzesłach, tylko stoją. Okazało się, że miejsca siedzące są dla tych, którzy kupili książkę. Nie wyobrażałem sobie pójść na spotkanie bez książki, więc wyciągnąłem z plecaka kupioną przed kilkunastoma minutami.
2-minutowe nagranie, za które zostałem skarcony przez ochronę, bo podszedłem zbyt blisko. Odpowiedziałem, że jestem blogerem i myślałem, że w Stanach też mi wszystko wolno.
To była szybka piłka. Dokładnie 33 minuty trwało całe spotkanie. Po nim nastąpił czas na podpisywanie egzemplarzy. Nie zbieram autografów, więc dobrowolnie zrezygnowałem z tej przyjemności.
Nie jestem fanem Crystala, bo go nie znam. W Polsce on chyba nie jest zbyt doceniany, za to tutaj to całkiem znana i bardzo lubiana osoba. Idąc na spotkanie, chciałem złapać trochę inspiracji, bo szukam jej gdzie się tylko da, a przy okazji przekonać się, jak wyglądają spotkania autorskie. To bardzo sprawnie zorganizowane eventy. Miejsce siedzące wedle kolejności, stojące dla sępów, pół godziny rozmowy z autorem, podpisanie książek i wyjazd do kolejnego miasta. Żadnych wspólnych zdjęć.
Podpatrywałem go, jak sobie radzi z ludźmi, którzy do niego podchodzili po podpis i koniecznie chcieli zamienić kilka słów. To musi być bardzo uciążliwe każdego dnia odpowiadać na te same pytania i zawsze jednym lub dwoma zdaniami. On tego nawet nie zapamięta, dla niego wszyscy zlewają się w jedno, ale dla jego czytelników to moment, którego nigdy nie zapomną.
Tak się zastanawiam – co dają ludziom autografy? Macie od kogoś? Nie jestem przeciwko zbieraniu podpisów osób sławnych, tylko zastanawiam się, co potem się z nimi dzieje? Czy nie są jak wizytówki? Ludzie wymieniają się nimi, a po powrocie do domu rzucają w kąt, zapominają albo i pamiętają, ale nigdy nie korzystają? W dobie internetu wizytówki są przeżytkiem. Dawniej gwiazdy też były bardziej niedostępne, a dziś wystarczy pojawić się w odpowiednim miejscu, by ogrzać się w czyimś blasku.
Jaką wartość miałby autograf, gdybyś go dostał od swego idola?