Wszystko na jutro

Mam jedną cechę, która jest zarówno moją zaletą jak i wadą. Gdy zaczynam robić coś, co mnie fascynuje lub co mi się po prostu podoba, oddaję się temu bez reszty. Niestety ograniczony intelekt nie pozwala mi pracować nad czymś, co przysłużyłoby się ludzkości, dlatego najczęściej obiektem mego zauroczenia są gry komputerowe. Jak zaczynam w coś grać, to nie ma zlituj. Siedzę dniami i nocami dopóki nie zobaczę napisów końcowych. A propos – z serialami też tak mam. Nie ma że jeden odcinek dziennie. Oglądam aż padnę. To samo ze słodyczami. Podziwiam ludzi, którzy potrafią otworzyć tabliczkę czekolady, zjeść jeden rządek i zostawić sobie na później.

Jest też druga strona medalu. Gdy się czemuś poświęcam, inne sprawy przestają mieć znaczenie. Codziennie obiecałem sobie, że coś wrzucę na bloga, że wyślę nowy newsletter, jakieś snapy nagram. A gdzie tam! Codziennie obiecywałem sobie, że jutro to już na pewno coś zrobię.

Nie ma co ukrywać, „THORN” mnie bardzo rozleniwił. Został wspaniale przyjęty przez czytelników, świetnie wypromowany przez media (z moim maleńkim udziałem), a ja mogłem olać promocję i w pełni poświęcić się dzieleniu wolnego czasu na konsolę i rozmowy z czytelnikami. Lubię być blogerem, ale jest ogromna różnica w emocjach, kiedy dostajesz reakcję na blogowe teksty, a kiedy ktoś dzieli się odczuciami tuż po skończonej lekturze książki. Miałem już coś takiego po premierze „Bloger i Social Media” 3 lata temu. Niesamowicie tęskniłem do tego uczucia. Spodziewałem się szumu wokół książki, bo ja szum potrafię zrobić nawet ze zmiany pseudonimu, ale też wierzyłem, że ona obroni się sama i będzie z nią dokładnie tak jak z blogami: zawsze będę miał hejterów, ale też zawsze będę miał czytelników, dla których warto być. No, może nie spodziewałem się, że będą ich od razu tysiące, ale co zrobić. Jakoś sobie poradzę :)

Wszystko na jutro

Niestety tak się rozleniwiłem, że dopiero dziś zdałem sobie sprawę, jak bardzo niezorganizowanym człowiekiem jestem. Blog zaniedbany, Instagram tak sobie, Snapchat (jasonhunt.media) oj bardzo tak sobie, a przecież nie mogę cały czas żyć książką. A przy niej też nie wszystko dopracowałem (tak, mnie również bolą te niebieskie „koszyki” na banerze, już się robią lepsze:). Do tego skrzynka pełna maili (odpowiadałem w pierwszej kolejności czytelnikom), praktycznie wszystkie spotkania przełożone, w domu bałagan jak jasna cholera, a ja rozłożony przed telewizorem i gram w Assassin’s Creed: Rogue, Peggle i Wiedźminka. I tak mija dzień za dniem.
Wypadałoby, abym napisał tu coś mądrego, coś o tym, jak sobie organizować życie, realizować cele, trzymać się planu, bla bla bla. Nie, nic z tych rzeczy. Jeśli kiedyś będę się wam wymądrzał, jak mieć porządek w życiu, to, proszę was, nie czytajcie tych bzdur, bo ja porządku nie potrafię utrzymać nawet na własnym biurku. Pod nim też nie.
Nawet dziś, nosz kurde, wstałem o siódmej rano, aby trochę popracować, napisać tekst. No i co? Mamy 18:00 bo jaśnie pan musiał znaleźć sryliard skrzyni ze złotem i zatopić kilka okrętów. Wczoraj moja była zadzwoniła, uradowana i pełna nadziei, że umieram albo chociaż poważnie chory jestem, bo przecież nic na blogu nie piszę. Jak tylko mnie usłyszała, odpowiedziała ze zrezygnowaniem „znowu grasz…”.

A wiecie co jest najgorsze? Że ja zawsze taki byłem i zawsze dobrze na tym wychodziłem. Wszystko odkładałem na jutro i choć wiele razy żałowałem swojego lenistwa, to jednak wciąż mam się dobrze. Na wszelki wypadek nie bierzcie ze mnie przykładu.
Ten tekst jest taki na „odblokowanie” się, bo czuję się jak gość na własnym blogu. Zapomniałem, gdzie jest przycisk „publikuj”. Postaram się wrócić do pisania, o ile ktoś tu jeszcze został, a przypuszczam, że trochę nowych osób też wpadło.
Zatem witajcie ponownie! Ja jestem Tomek i jestem blogerem. Mam na wieczór czekoladę i nie zawaham się jej użyć.

 

 

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...