Zdrajcy, których kochamy. Bohaterowie, których nie mamy
Papieża już nie ma, Wałęsę częściej się wyśmiewa niż chwali, Małysz nie skacze, piłkarze jak zwykle dostają w dupę, a ja mam ciekawsze rzeczy do robienia. Nie mamy bohaterów narodowych, ale jesteśmy tyleż pięknym, co bardzo zakompleksionym narodem i żeby podbić sobie ego, szukamy ich nawet wśród zdrajców.
Premiera filmu inspirowanego życiem Ryszarda Kuklińskiego zapoczątkowała kolejną już dyskusję na temat tego, czy on był zdrajcą czy może jednak bohaterem?
Wszystkie Ryśki to fajne chłopaki
A nasz Rysiek został żołnierzem, awansował tak wysoko, że mógł sobie strzelać samojebki z Jaruzelskim, ale pewnego dnia nawiązał kontakt z CIA i po krótkim tete-a-tete uzgodnił, że zacznie im przekazywać tajne dane dotyczące szeroko pojętej tematyki militarnej Polski oraz naszych braci ze wschodu. Mówi się, że gdyby nie on, kilka atomówek spadłoby nam na stodoły. Mówi się, że dzięki niemu nie doszło do interwencji Ruskich, co i tak skończyło się mniejszym złem, czyli stanem wojennym. Przez 10 lat przekazał Amerykanom więcej dokumentów niż potrzebowali do podtarcia sobie tyłka. Zwiał w 1981 roku, dwa lata później nasi skazali go zaocznie na karę śmierci, którą cofnięto już w demokratycznej Polsce i nawet udało mu się odbyć do nas pielgrzymkę zanim 10 lat temu wydał ostatnie tchnienie. Co ciekawe, przeczytałem dziś w natemat wypowiedź Leszka Millera, który wygadał się, że temat bohaterstwa Kuklińskiego został niejako wymuszony na jego rządzie przez Amerykanów. Mieliśmy przytulić Ryśka w zamian za ich wsparcie naszych starań wejścia do NATO.
Jesteśmy zdrajcami
Dla Rosjan jest zdrajcą, ale ich już nikt o zdanie nie pyta. Dla Amerykanów bohaterem, co nie dziwi, bo był przecież ich agentem. Dla Polaków jest problemem, bo od dwudziestu lat nie potrafimy zająć jednoznacznego stanowiska w jego sprawie. Skłaniamy się ku uznaniu go za bohatera, choć bardzo zaskoczyły mnie wypowiedzi i wojskowych i niektórych polityków z obu stron barykady, że tak naprawdę to coraz mniejszą mają ochotę na komplementowanie Kuklińskiego.
I chyba słusznie, bo zasługi zasługami, ale po pierwsze, to nie wiemy, jaka faktycznie była jego rola w powstrzymaniu Rosjan przed podbojem świata. Od groma informacji do dziś ma adnotację „tajne przez poufne”. Zadziwia mnie tu rozbieżność w ocenie planów zagranicznych wycieczek Armii Czerwonej, bo z łatwością wierzy się Kuklińskiemu, że pośrednio zablokował im marsz na Zachód, a z drugiej strony tak bardzo nie wierzy się Jaruzelskiemu, że wprowadzając stan wojenny… zrobił to samo. Intuicja i rozsądek każą nam wierzyć, że Kukliński faktycznie dla świata zrobił więcej dobrego niż złego, ale czy to uzasadnia zdradę?
Z dzisiejszego punktu siedzenia widzimy, że zdradził naród, któremu do niepodległości brakowało tyle, ile mi do nowego Ferrari. Bodajże Jaruzelski powiedział kiedyś, że jeśli Kukliński jest bohaterem, to my wszyscy jesteśmy zdrajcami. Trudno się z nim nie zgodzić. W pewnym sensie Jaruzelski był zdrajcą. W pewnym sensie Kwaśniewski, Miller, Oleksy i cała reszta tzw. postkomunistów to byli zdrajcy. Służyli państwu, którego suwerenność regulowana była na Kremlu. No i teraz Jaruzelskiego się nienawidzi, ale już Kwaśniewski ma się całkiem dobrze. No sorry, ale dwóch na trzech Polaków oddało na niego głos. Jeśli potrafiliśmy wybaczyć Kwaśniewskiemu, że karierę zaczynał w komunie i dzięki komunie się wybił, to może na ten sam akt łaski powinniśmy się zdobyć wobec Kuklińskiego? Czy jeden był mniejszym zdrajcą od drugiego to bez znaczenia, bo przypominałoby spór o to, czyje gówno ładniej pachnie.
Marian, pamiętamy!
W dyskusji na temat zdrady i bohaterstwa media zapomniały o jeszcze jednym agencie. Nazywał się Marian Zacharski. W drugiej połowie lat 70. był… naszym szpiegiem. Pod nosem CIA zdobywał dla Polski bardzo cenne dane dotyczące przemysłu lotniczego USA. Jednym tchem przeczytałem obie jego książki i jestem pod ogromnym wrażeniem jego pracy dla naszego wywiadu. Naszego czy ich? Bo to jednak był PRL. A skoro PRL to oczywiste, że wszystkie dokumenty, które zdobył, szły do Moskwy. Marian przyznał w jednym z wywiadów, że on o tym nie myślał. Był Polakiem, pracował dla Polski i nie interesowało go, dokąd wędrują papiery. Rozsądne podejście, bo tylko takie czyściło mu sumienie, poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że nawet jeśli to Związek Radziecki ma największą korzyść z jego szpiegowania, to Polsce też coś z tego skapnie. Informacje zdobywane przez agencje wywiadowcze to nie tylko pogłębianie wiedzy na temat obcego państwa, ale produkty przeznaczone na handel.
Marian Zacharski został złapany, skazany na dożywocie, ale po kilku latach wrócił do kraju w ramach wymiany szpiegów. Jako bohater. Zupełnie jak Kukliński, który przecież pracował dla drugiej strony.
Najpierw zdrada, potem buzi
Który z nich jest bohaterem? Marian Zacharski, pracujący dla PRL, później zmuszony przez polityków lewicy do opuszczenia kraju i ukrycia się gdzieś daleko czy Ryszard Kukliński, pracujący dla CIA, przyjmowany z honorami przez polityków, a dziś uznawany przez wielu za najważniejszego Polaka tamtych czasów? Ten pierwszy służył ojczyźnie. Temu drugiemu wydawało się, że służy ojczyźnie. Wydaje mi się, że nie możemy kierować się intencjami Kuklińskiego. Nawet jeśli chciał dobrze i bardzo mocno wierzył, że zdrada uchroni Polskę od katastrofy, to był zdrajcą. Każdy szpieg kieruje się jakąś motywacją. Najczęściej chodzi o ideologię lub pieniądze. Pod tym względem nic się nie zmieniło i dziś jesteśmy w takim samym stopniu narażeni na zdrajców jak dawniej. Nawet za cenę życia nie powinniśmy usprawiedliwiać żadnej zdrady ojczyzny. Nie ma znaczenia, czy jest to Polska Rzeczpospolita Ludowa czy Rzeczpospolita Polska. Ojczyzna to nie tylko system polityczny, nie tylko partia i kilku kolesi u władzy. Dlatego dla mnie bohaterem jest Marian Zacharski. Przyznaję, że nie pałam nienawiścią do Kuklińskiego, nie zależy mi na tym, by był odsądzany od czci i wiary, a nawet nie przeszkadza mi za bardzo, kiedy prezydent mojego kraju lansuje się w kinie na premierze „Jacka Stronga”. Tylko przy tym wszystkim nie zamierzam zapominać, że Ryszard Kukliński przede wszystkim zdradził moją ojczyznę i pracował dla obcego wywiadu. W jego przypadku bohaterstwo to tylko pozytywny skutek uboczny podłości.