Byłem na odwyku. Miesiąc bez newsów na Facebooku.

Miesiąc temu obliczyłem, że na FB spędzam kilka godzin dziennie, przewijając ciągle te same newsy, kotki i memy z podpierdolonymi zdjęciami. Postanowiłem to ograniczyć, instalując wtyczkę blokującą ścianę. Wchodziłem tylko rano przez laptopa stojącego przy łóżku i czasami przez telefon, ale raczej wyłącznie wtedy, kiedy siedziałem w metrze. Należę do tej coraz mniejszej grupy ludzi, którzy nie lubią gapić się na FB w telefonie.

Miałem dostęp tylko do grup dyskusyjnych, na których i tak nie pisuję oraz do fanpage, na którym w maju również było mnie tyle co nic.

Ile czasu zaoszczędziłem? Nie mam pojęcia. Przypuszczam, że równie dużo zmarnowałem, bo zamiast siedzieć na FB, częściej latałem po różnych stronach, grałem na konsoli, a w przypływach znudzenia czytałem książki. Wstyd przyznać, ale tak właśnie było. Książki to taka strata czasu, że powinny być dozwolone tylko dla emerytów, rencistów i absolwentów polibudy (bo oni na bezrobociu i tak nie mają co ze sobą robić). W małych ilościach powinno się je dawkować również osobom w podeszłym wieku (po trzydziestce).

Zdziwiło mnie, że nie czułem braku newsfeeda. Potrzeby przejrzenia go. Dopóki był, siedziałem na nim godzinami. Gdy zniknął, bardzo szybko przyzwyczaiłem się do jego braku. Całkiem udana próba generalna przed apokalipsą, którą w dzisiejszych czasach symbolizowałoby nagłe zniknięcie Fejsa.

Miesiąc bez facebookowej ściany utwierdził mnie też w przekonaniu, że niczego nie przegapiłem. Nic nie było ważne. Nic ważnego mnie nie ominęło. O niczym nie MUSIAŁEM wiedzieć. W zupełności wystarczało mi raz dziennie po przebudzeniu rzucić okiem na ścianę, by pobieżnie zapoznać się z tym, co poprzedniego dnia wzburzało i cieszyło moich znajomych. Wszystko okazywało się gówno warte.

Dopóki siedzisz na Fejsie, wydaje ci się, że niczego istotnego nie chcesz przegapić. Że warto wiedzieć i widzieć więcej. Problemy innych ludzi stają się twoimi problemami. Jednodniowe newsy urastają do rangi historycznych wydarzeń. Coś nas uszczęśliwia i wkurwia. Tak wiele bzdur wydaje się tak bardzo ważnych. I nagle gdy tego braknie, okazuje się, że nic jest ważne. Nie są ważne linki, które podsyłają ci znajomi. Nie sa ważne ich porażki i sukcesy. Nie jest ważne co ktoś o kimś powiedział, bo jutro nikt o tym nie będzie pamiętał. Możesz mieć w dupie wszystko i wszystkich i nie poniesiesz z tego powodu żadnej straty. Nie będziesz ani głupszy, ani mądrzejszy, ale za to będzie ci się żyło trochę przyjemniej, bo spokojniej.

Chciałbym w tym miejscu napisać coś w rodzaju:

  • przestańcie gapić się na FB i zacznijcie żyć.
  • idź offline. Zobacz jaki świat jest piękny
  • w internecie nie ma prawdziwych ludzi
  • świat jest poza ekranem twojego telefonu

Zamiast tego wolę napisać: Facebook jest zajebisty. Stęskniłem się za newsfeedem. Co ważnego wydarzyło się u was w maju? Muszę to wiedzieć!

 


PS Jutro o 20:00 live (słownie: na żywo) na moim Instagramie będę. Dla blogerów, ale jak masz problemy (dziewczyna cię rzuciła, nietrzymanie moczu, zatwardzenia) to też wpadnij. Może uda mi się jakoś pomóc.
Jeśli pukniesz w „obserwuj” to dostaniesz powiadomienie o live na telefon.
https://www.instagram.com/jasonhunt.media

Mam dla Ciebie trzy prezenty, ale możesz wybrać tylko jeden.

Ja bym zapisał się na wykład. Większość wybiera srodkową opcję. Ciekawe, co Ty wybierzesz...