Festyn San Gennaro w Little Italy – miejsce, w którym czas się zatrzymał
Leave The Gun, Take The Cannoli.
Rok temu przegapiłem festyn, ale w tym roku postanowiłem zrobić z niego relację, bo wiedziałem, że będę miał dobre zdjęcia i wszystkie utrzymam w stylizacji fotografii z początków poprzedniego wieku. Zresztą tradycja tego festynu sięga lat dwudziestych, tuż przed wielkim kryzysem.
Jeśli podobały ci się zdjęcia z weekendu w Nowym Jorku, to wobec poniższych też nie przejdziesz obojętnie. Spośród setek wybrałem 30 najciekawszych, które albo mają coś ciekawego na pierwszym albo na drugim planie albo po prostu oddają klimat tego miejsca.
Idąc niekończącą się Mulberry Street, mijasz dziesiątki budek, rozgorączkowanych Włochów, naciągających klientów na co tylko się da.
Jest parno, duszno, smrodliwie, głośno, ciasno i masz wrażenie, że to jest jakiś inny świat. Trochę podobny do Nowego Jorku sprzed stu lat. Kto pamięta retrospekcje z drugiej części Ojca Chrzestnego (te z Robertem de Niro), ten wie, co mam na myśli. Nie uświadczysz tu stoisk ze znanymi markami, nowoczesnym sprzętem i drogimi ciuchami. Nie zjesz niczego, co nie ma związku z Włochami.
Jest swojsko, radośnie i też całkiem pysznie. Po dwóch hot dogach, szaszłyku, hot dogu z włoską kiełbasą i trzech cannoli, pojąłem, że aby to wszystko spalić, będę musiał wracać do domu na piechotę. Przez Boston.
[sociallocker]
Dla niewtajemniczonych – cytat ten pochodzi z „Ojca Chrzestnego”. Wypowiada go jeden z caporegime Vita Corleone – Clemenza, tuż po zabójstwie jednego ze zdrajców. Nie wiedzieć czemu to jeden z cytatów, który zaczął żyć własnym życiem, choć idę o zakład, że twórcy filmu (nie pamiętam czy fraza pada w książce) nie przewidzieli tego.
Cannoli to po prostu lekko twardawa rurka z kremem, ricottą lub czymkolwiek, co ma słodką konsystencję. Mało popularne w Polsce, bardzo popularne na Sycylii, skąd pochodzi i we wszystkich włoskich knajpach w NYC.
Ale o słodkościach to my sobie porozmawiamy jeszcze jutro.
[/sociallocker]