Masz ochotę na rybę? Zaraz ci przejdzie
A pozwiedzam okolicę – pomyślałem sobie, kończąc wyjątkowo obfity obiad z poczuciem, że oto poczyniłem kolejny krok do bycia grubasem.

Nie uszedłem daleko, a trafiłem do miejsca, z którego coś mocno śmierdziało. Wejdę, popatrzę, może pozmywam – pomyślałem i skierowałem się do pobliskiego marketu.

Zapach tu jest mniej więcej taki, jaki mielibyście w domu, gdybyście używali zlewu zamiast ubikacji. Już prawie się cofałem, a zaczepił mnie jakiś Mohamed i woła do siebie.
Podejdę, może cukierka da?

Zostałem zaproszony do środka na pogawędkę. Właśnie odpoczywał po sprzątaniu lokalu. Fantastyczny koleś, o którym można powiedzieć aż cztery słowa: jest sprzedawcą i sprzedaje ryby.
Codziennie. Od rana do wieczora. Pozwolił mi porobić kilka fotek i podzielił się wiedzą na temat ryb.

Najlepsze są martwe. I świeże. U niego wszystkie są dzisiejsze, mimo że wczorajsze. Przyznać trzeba, że niektóre wyglądały smakowicie. Polscy restauratorzy czytający esiątko, zwłaszcza warszawscy, mają niepowtarzalną szansę zobaczyć pierwszy raz świeżą krewetkę.