You just need to love chocolate
Dziś na słodko, na szybko, bardzo kolorowo, kalorycznie, czyli tak jak wszyscy lubimy, choć wiemy, że nie powinniśmy.
Nowy Jork to nie zawsze zdrowe jedzenie, a że mam słabość do słodyczy, staram się codziennie zjadać ich tyle, by każdego wieczoru obiecywać sobie „od jutra dieta”.
Kilka dni temu kupiłem wagę. Widzieliście to, jeśli subskrybujecie mój profil prywatny. Na całe szczęście i waga i moja waga stoją w miejscu. Pewnie dlatego, że codziennie pokonuję wiele kilometrów wzdłuż Manhattanu.
W trakcie spacerów odwiedzam różne ciekawe miejsca. Dziś skupię się na tych najciekawszych. Nie było ich zbyt wiele, ale ja to wybredny jestem.
Podobno najlepsze, a jeśli nie, to na pewno jedne z najlepszych w mieście. Mała, niepozorna czerwona budka na Soho. Można nawet jej nie zauważyć. W ubiegłym roku też tam byłem. W dalszym ciągu są wyborne, ale nie takie, jakimi je zapamiętałem.
Przy okazji – czy wiecie, jak „powinno” się jeść cupcake? Otóż należy oderwać dolną część i przyczepić ją od góry, robiąc z ciastka sandwicza.
Ani mi w głowie takie machinacje.
Eataly. Samo centrum miasta. Wielki włoski bazar pod dachem, a w nim ciastkarnia. Wydawać by się mogło, że to po prostu kolejne miejsce z ciachami. Nic z tych rzeczy.
Na pewno top 10 najlepszych słodyczy, jakie jadłem w życiu i jedyna ciastkarnia, do której wróciłem już trzy razy. Są pyszne, świeże, wykonane z wielką starannością. Dajcie mi w Polsce jedną taką cukiernię, a nie będę musiał tu latać.
Godiva. Stały punkt programu. Najczęściej kupowane słodycze za granicą. Niestety oni tu je źle przechowują, w zbyt wysokiej temperaturze, przez co są trochę twardawe. Nie rozumiem też ich uwielbienia do solenia czekolady. To przecież zbrodnia.
Moje dzisiejsze odkrycie. La Bernardine na 52 ulicy. 6 dolarów trzeba dać za jedno, ale warte są każdego centa. Aktualnie najlepsze ciastka, jakie tu jadłem, a że zamierzam jeszcze sporo zjeść, na pewno ktoś zrzuci je z podium.
Wy tego pamiętać nie możecie. Trzy lata temu podczas pierwszej wizyty w Nowym Jorku to była moja pierwsza kawiarnia. Cała z czekolady. Nawet pizzę czekoladową tu robią. Sami też czekoladę wyrabiają i sprzedają w najprzeróżniejszych konsystencjach.
Na obiad bardzo, bardzo, aż za bardzo słodki crep z masą nugatową, bananami, lodzikiem, płynną czekoladą i chrupkami czekoladowymi. Nie dałem rady zjeść całego, a po tej bombie kalorycznej czułem wyrzuty sumienia. Dwie godziny chodziłem po mieście, aby to spalić.
No właśnie.